Testament - "The New Order" (1988)
Testament, Testament… Znał ten zespół. Gdyby nie jego brat, to zapewne ta nazwa kojarzyłaby mu się wyłącznie z takim dokumentem prawnym.
Powyższe zdania pochodzą z pierwszej części mojego debiutu literackiego pt. „Adres w sercu”. Tak. Dziś będzie o jednym z najbardziej wpływowych zespołów metalowych na świecie.
O zespole, który co prawda nie załapał się do zaszczytnego grona, czyli Wielkiej Czwórki Thrash Metalu, jednak to właśnie Testament wielu miłośników thrashu widzi na miejscu ich kolegów z zespołu Anthrax. Czy podzielam to zdanie? Niekoniecznie. Nie uważam, że Anthrax jest gorszym zespołem. Ale nie uważam też, że lepszym. Te zespoły są zbyt różne, żeby móc je porównać.
Powróćmy jednak do Alexa Skolnicka (gitarzysty Testamentu) i jego kolegów.
Gdy spokój przeplata się z wściekłością… 10 maja 1988 r., w niecały rok po ukazaniu się debiutanckiego albumu muzyków, światło dzienne ujrzał „The New Order”. Drugi krążek muzyków składa się z dziesięciu utworów. Niesamowitym jest fakt, że nie minął nawet rok od wydania pierwszego albumu, a kunszt techniczny muzyków uległ wyraźnej poprawie. Co z zawartością muzyczną? To wciąż thrash metal, podobnie jak w przypadku „The Legacy”, jest jednak zasadnicza różnica pomiędzy tymi dwoma albumami.
Intra, których na próżno szukać na debiucie zespołu, akustyczne wstawki… Tempo utworów na „The New Order” – w porównaniu do „The Legacy” – zdecydowanie zmalało, co jednak nie przełożyło się na obniżenie dynamiki, wręcz przeciwnie…
Mamy instrumentalny „Hypnosis”, tytuł zdecydowanie adekwatny do tego, co rejestruje nasz zmysł słuchu. Ponad dwuminutowa solówka gitarowa, która wychodzi spod palców Alexa Skolnicka…
Aż trudno mi opisać to, co słyszę… Piękno samo w sobie. Piękno, które wręcz hipnotyzuje słuchacza. Solówka Alexa wprowadza słuchacza w taki stan umysłu… Po prostu chcesz w nim pozostać. Chcesz pozostać w stanie, który sprawia, że czujesz się spokojny, odprężony, wyluzowany… Nie ma tam miejsca na nic innego.
Drugi instrumentalny utwór pt. „Musical Death (A Dirge)” znacznie różni się od pierwszego.
Ten ponad czterominutowy utwór to połączenie spokoju z dynamiką. Mamy tutaj zarówno gitarę akustyczną, jak i elektryczną. Ten „dialog” współgra ze sobą wręcz idealnie, co niesie ze sobą identyczny skutek, jak w przypadku „Hypnosis”.
„Into the Pit”. Dla mnie szczególny utwór, ponieważ był to jeden z pierwszych (o ile nie pierwszy) utwór z dorobku grupy, jaki miałam przyjemność poznać. Tutaj nie ma miejsca na odrobinę spokoju. Utwór wgniata w podłogę. Totalna młócka.
„Eerie Inhabitants”, utwór otwierający album, zawiera w sobie wszystko to, co usłyszymy na całości. Jest spokojnie tylko po to, by zaraz „zaatakować” słuchacza czymś kompletnie przeciwnym. I znów zmiana… Co tam się dzieje… Tego trzeba posłuchać. To jedna z najlepszych metalowych kompozycji, jakie zarejestrowało moje ucho. A usłyszałam ich wiele, wierzcie mi.
Pierwszy komentarz, jaki możecie dostrzec pod tym utworem w popularnym serwisie YouTube mówi wszystko:
@adrianherrera9881
„Alex Skolnick was a genius”.
„Trial by Fire” to kolejny utwór typu „zmyłka”. Dlaczego? Otóż, podobnie, jak w przypadku „Eerie…” początek nie zapowiada tego, co ma nastąpić za chwilę…
„Nobody’s Fault” wyróżnia się tym, iż jest to po prostu cover amerykańskiej grupy Aerosmith. Pierwotnie utwór został wydany pod koniec lat 70. Może z tym „po prostu cover” nieco przesadziłam, może bardziej niż „nieco”, ponieważ to, w jaki sposób muzycy wykonali ten utwór… Niech moim jedynym komentarzem będzie to, że przebija oryginał… A wiadomo, jak to z oryginałami na ogół wygląda. Jak można przebić „świętość”?
„Disciples of the Watch” został zainspirowany horrorem, znanym w Polsce pod nazwą „Dzieci kukurydzy”.
Chuck Billy. Indianin z pochodzenia. Indianin o szerokiej skali, takiej, która nie ustępuje miejsca wysokim dźwiękom gitar. Zawsze twierdziłam, że aby zasłużyć sobie na miano wokalisty metalowego zespołu, trzeba posiadać ponadprzeciętne umiejętności wokalne. Trzeba dorównać dźwiękom gitar elektrycznych. Niby nic odkrywczego. Ale to, co robi Chuck… Człowiek na właściwym miejscu – to mało powiedziane.
Zwracają uwagę również potężne i głębokie partie perkusyjne Clemente.
Zawartość tekstowa na „The New Order” traktuje o apokaliptycznej wizji świata. Przytoczę chociażby fragment tekstu do utworu otwierającego album:
„Świat chaosu
Świat strachu
Świat gniewu i korupcji
Kiedy wszystko stracone
A miliony głodują
Czy to zniszczenie ludzkości?
Życie! Gra, w którą ludzie grają
Krzyk! Czy zobaczą kolejny dzień?
Nikt nam nie pomaga
Dzieci się modlą
Nikt nie słucha ich płaczu
Ta wielka depresja
Kiedy to się skończy?
Życie w ten sposób jest gorsze niż umieranie….”.
W tym miejscu oddaję głos Alexowi Skolnickowi. Z jego wypowiedzi dowiemy się, skąd wynika pośpiech w wydaniu między pierwszą a drugą płytą, a przede wszystkim tłumaczy to kształt samego albumu:
„Ledwo skończyliśmy nasze pierwsze trasy koncertowe w ramach pierwszego cyklu albumowego, gdy poinformowano nas, że wkrótce musimy wydać kolejny album! (…). W pewnym sensie się przestraszyliśmy, ponieważ nigdy nie musieliśmy wymyślać muzyki w locie. (…). Kiedy w końcu nagraliśmy album, zapomnieliśmy zajrzeć do naszego kontraktu płytowego. W naszym kontrakcie było zapisane, że będzie minimum 40 minut muzyki, a my mieliśmy jej za mało! Nasz album został natychmiast odesłany… Dodaliśmy utwór Aerosmith, dodaliśmy te małe instrumentale, rozszerzyliśmy kilka sekcji… Wszystko to zrobiliśmy, aby nie złamać kontraktu”.
„The New Order” jest bez wątpienia jedną z NAJWAŻNIEJSZYCH płyt thrashowych wszech czasów. Nic tutaj nie jest przypadkowe, żaden dźwięk nie jest zbyteczny, żaden z muzyków nie odstaje umiejętnościami od drugiego. Rewelacyjne partie perkusji, pulsujący, wyrazisty bas Christiana, wokalista o niezwykłej skali głosu, i wreszcie rewelacyjny, doskonale uzupełniający się duet gitarzystów: Skolnick – Peterson. „The New Order” to już dziś płyta-pomnik. Płyta, na której wzorowały się następne pokolenia muzyków.
W 2014 r. magazyn „Revolver” umieścił album na liście „14 thrash albumów, które musisz posiadać”.
W 2017 r. amerykański magazyn internetowy „Loudwire” umieścił album na 18. miejscu najlepszych albumów thrash metalowych wszech czasów.
W 2018 r. wytwórnia Decibel wprowadziła album do swojej galerii sław.
Album został doceniony tuż po wydaniu, wywołując wręcz furorę na amerykańskim rynku muzycznym.
„Metal Hammer”:
„Zachodnie wybrzeże Ameryki, które niegdyś było kojarzone z najbardziej łagodną, odurzoną narkotykami sceną muzyczną po tej stronie galaktyki, teraz jest siedliskiem najlepszego, szalonego thrashu, a ostatnim pretendentem do korony chaosu jest Testament, którego drugi album będzie piąć się w górę w notowaniach po obu stronach Atlantyku, bez obaw. Dlaczego jestem tak pewny nieuchronnego sukcesu kapeli? Ten krążek emanuje entuzjazmem i pewnością, która nie pozostawia żadnych wątpliwości co do możliwości tego zespołu. Album jest wypełniony wspaniałymi riffami i mocnymi tekstami, grupa wskrzesza nawet klasyk Aerosmith „Nobody's Fault” (nie jest to najprostszy ani najbardziej oczywisty wybór) i dopasowuje go do swojej stylistyki (...).
Każdy utwór jest zwycięzcą, od pierwszych taktów „Eerie Inhabitants” do finałowego „Musical Death (A Dirge)”. (…) Każdy gracz jest przy piłce, nikt egoistycznie nie kradnie show. Bliźniacze gitary są dzikie, a bas i perkusja zespalają się w solidny rockowy beat, tworząc idealną ścianę dźwięku dla Chucka Billy'ego, który swoim głosem uderza w zmysły tak jak zaciśnięta pięść w mostek. Testament to niewątpliwie jeden z najbardziej ekscytujących amerykańskich towarów eksportowych na hardrockowej scenie. Przeznaczeni do globalnej dominacji. Są źli. Są ogólnonarodowi!!! Są Nowym Porządkiem!”
Zgadzam się z dziennikarzem „Metal Hammera”. Zdecydowanie. Testament wprowadził Nowy Porządek na metalowej scenie. Amen.
Komentarze
Prześlij komentarz