Guns N' Roses - "Appetite for Destruction" (1987)

 


Ostatnio postanowiłam sobie przypomnieć utwory tego legendarnego zespołu.

Moja przygoda z Gunsami rozpoczęła się bardzo dawno temu - na samym początku znajomości z muzyką, która gra mi w duszy do dziś - muszę przyznać, że w latach dwutysięcznych, w czasach, gdy uczęszczałam do gimnazjum, miałam naprawdę wielką fazę na twórczość Gunsów - posiadałam nawet piórnik z logo zespołu! :D  

To między innymi dzięki temu amerykańskiemu zespołowi pokochałam gitarowe brzmienia.



   Zacznę od tytułu debiutanckiego krążka chłopaków, który bez wątpienia jest adekwatny do jego zawartości.

"Apetyt na destrukcję" (21 lipca 1987 r.) składa się z dwunastu czadowych kawałków, które ani na chwilę nie pozwalają słuchaczowi na wytchnienie. Należy dodać, że album promowało pięć singli.

Wyraziste, destrukcyjne gitary Izzy'ego Stradlina i Slasha wraz z głębokim, mocno osadzonym basowym brzmieniem gitary Duffa McKagana, który nie stara się być tłem dla kolegów, a wręcz przeciwnie - ani przez chwilę im nie ustępuje.

Jeśli dodać do tego zdecydowaną, głośną grę perkusisty Stevena Adlera oraz charakterystyczny zachrypnięty wokal Axla Rose'a, to mamy już ostrą jazdę bez trzymanki.

Gunsi, tworząc teksty na swój debiutancki album, mieszkali w salce prób. To ubóstwo na pewno pomogło im w stworzeniu takiego, a nie innego dzieła. 

Na albumie znajdziemy chociażby "Out Ta Get Me", które zrodziło się z ówczesnych problemów wokalisty z prawem. Duff w swej autobiografii przedstawia sytuację w następujący sposób: 

"Podczas gdy wytwórnie płytowe dopiero zaczynały za nami szaleć, doświadczyliśmy przykrych następstw imprezowania w mieszkaniu na Gardner. Pewnej nocy gliniarze wyważyli drzwi do magazynu w poszukiwaniu Axla. Chcieli, żeby odpowiedział na, jak się później okazało, fałszywy zarzut gwałtu. Nasze dni na Gardner były już policzone. Axl nie popełnił zbrodni, ale cały incydent stał się inspiracją świetnej piosenki, "Out Ta Get Me", która w 1986 roku szybko stała się obowiązkowym punktem naszych koncertów. W tym utworze słychać głębię naszych cierpień: wtedy sraliśmy w spodnie na myśl, że wytwórnie płytowe dowiedzą się o tej sytuacji i zaprzestaną zalotów":

"Nie możecie mnie złapać, jestem, kurwa, niewinny!"

"We've been dancin' with Mr. Brownstone. He's been knockin', he won't live me alone" - to fragment utworu "Mr. Brownstone", który opowiada o heroinie, narkotyku zażywanym przez członków zespołu. 

Zresztą przez "taniec z Panem Brownstone" grupa miała naprawdę spore problemy - uzależnienie sięgało zenitu. 

Sam wokalista, Axl Rose, przyznał to na koncercie   w 1989 roku (podczas którego supportowali The Rolling Stones): "jeśli pewni członkowie Guns N' Roses nie przestaną tańczyć z Panem Brownstone'm, to będzie nasz ostatni wspólny występ".



"It's so Easy" (singiel numer jeden) został zainspirowany przez wypadek samochodowy, którego członkowie zespołu byli świadkami. Slash, zdaje się, przeżył go najbardziej, reszta grupy starała się go pocieszyć: "Nie martw się, takie rzeczy zdarzają się tu bez przerwy. Samochody zderzają się co noc".

Jeśli chodzi o "My Michelle" to linia basowa tego utworu została zainspirowana przez... pierwszą piosenkę autorstwa Duffa McKagana, jeszcze z czasów zespołu Vains,  z którym grywał w Seattle. Piosenka nazywała się "The Fake".

"Nightrain" (singiel numer cztery) został zainspirowany przez wino o nazwie... "Nightrain". 

"Welcome To The Jungle" (singiel numer dwa), czyli numer jeden na płycie, to także "pierwsza wizytówka Guns N' Roses" jak nazwał ją basista. Do piosenki został stworzony teledysk; szczególnie zapadł mi w pamięć Axl z nastroszonymi włosami. Ach te lata osiemdziesiąte... ;) 



"Rajskie miasto", czyli "Paradise City" (singiel numer pięć), to również  jeden z wielkich przebojów buntowników z Los Angeles. Docierając do refrenu, od razu da się zasłyszeć, że tekst wyszedł spod pióra mężczyzny. ;) 

"Zabierz mnie do rajskiego miasta, gdzie trawa jest zielona, a dziewczyny są piękne". 

Dzięki temu utworowi Gunsi otrzymali nominacje, takie jak: Brit Award: Najlepszy brytyjski teledysk oraz MTV Music Award: Najlepszy występ sceniczny w teledysku.



„Rocket Queen”. Wsłuchajcie się w końcówkę utworu. Słyszycie te charakterystyczne kobiece pojękiwania? No właśnie… Podobno Axl zamknął się w pomieszczeniu razem z… ówczesną dziewczyną Stevena Adlera, perkusisty Gunsów, by… wiadomo. A po fakcie użyli tej „ścieżki dźwiękowej”, by uatrakcyjnić końcówkę „Rocket Queen”. 

"Sweet Child O' Mine" (singiel numer trzy); któż nie kojarzy tego charakterystycznego gitarowego intra, które zagrał Slash? Podobno riff narodził się przez przypadek. Slash, brzdąkając na gitarze, stworzył jedno z najpopularniejszych i niepowtarzalnych wejściówek w historii muzyki rozrywkowej. Chłopaki tworząc tę piosenkę nie spodziewali się, że zostanie ona takim hitem, nie mówiąc już o wydaniu jej na singlu. Do "Sweet Child O' Mine" powstał jednak teledysk, w którym wystąpiła ówczesna miłość wokalisty - Erin Everly. 

Wspomniany utwór jest chyba najspokojniejszą kompozycją na albumie; na próżno szukać tutaj ballad.

Tak wygląda młodość, gniew i bunt umieszczone na jednej płycie.



Aż dziw bierze, że chłopaki stworzyli tak spójny album, patrząc na ich preferencje muzyczne. „Appetite…” to kawał rewelacyjnego hardrockowego grania! 

Axl Rose to miłośnik muzyki Queen (zresztą wokalista wraz ze Slashem w 1992 roku byli gośćmi na koncercie upamiętniającym Freddiego Mercury'ego z zespołu Queen), Nazareth i Ramones, Slash uwielbia Aerosmith, Duff groove, funk, ale przede wszystkim określa siebie mianem punkowca, natomiast Steven zasłuchuje się w metalu i nastrojowych wokaliz z lat sześćdziesiątych.



Okładka albumu to też część ciekawej historii. Muzycy początkowo chcieli umieścić na niej rysunek Roberta Williamsa, który nosił tytuł "Appetite For Destruction", a przedstawiał on kobietę zgwałconą przez robota. Jednak wytwórnie nie godziły się na tak kontrowersyjne posunięcie i finalnie okładką płyty Gunsów został... tatuaż Axla Rose'a przedstawiający krzyż z czaszkami wszystkich czterech członków zespołu. Ów krzyż umieszczono na czarnym tle, a miejsce robota znalazło się w książeczce albumu.

Za ostre i bezkompromisowe brzmienie płyty odpowiada nie tylko sam zespół, ale również producent. Mike Clink zrozumiał koncepcję grupy i postanowił nie "wygładzać" brzmienia Rudowłosego i kolegów, a trzeba przyznać, że Gunsi sporo się natrudzili, żeby znaleźć człowieka, który nie zepsułby ich agresywnej muzyki.



   O geniuszu tej płyty świadczy między innymi fakt, że jest to najlepiej sprzedający się debiut w historii muzyki. "Appetite For Destruction" sprzedano w ilości dwudziestu ośmiu milionów egzemplarzy. Ponadto wzmiankę o albumie możemy przeczytać w książce "1001 albumów, które musisz usłyszeć zanim umrzesz". Opiniotwórczy magazyn "Rolling Stone" w 2003 roku sklasyfikował album na sześćdziesiątym drugim miejscu listy "500 albumów wszech czasów". Mało?

W 2001 roku magazyn "Q" nazwał album "jednym z najlepszych pięćdziesięciu albumów heavy metalowych wszech czasów", a w 1990 roku  "Rolling Stone" umieścił na dwudziestym siódmym miejscu najlepszych albumów z lat 80. 

A to nie wszystko...

Wielka szkoda, że kilka lat później członkowie zespołu poszli własnymi drogami. Co prawda w 2016 roku Duff i Slash powrócili do Axla i znów zaczęli koncertować pod szyldem Guns N' Roses, ale straconych lat nikt już nie przywróci.

Jeden z "najniebezpieczniejszych zespołów na świecie" (jak zwykło się mawiać o członkach zespołu w czasach ich świetności) stworzył dzieło równe swoim nieposkromionym i buntowniczym działaniom. 

"Take that one to heart", czyli "weź to sobie do serca" jak powiedział Axl w "Out Ta Get Me". Wzięliśmy, Axl. 

Ocena:

5/5

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Defekt Muzgó - "Wszyscy jedziemy..." (1991)

Megadeth - "So Far, So Good... So What!" (1988)

Adele - "30" (2021)