Tokio Hotel - "Schrei" (2005)

 

Moje dzieciństwo przypada na początek lat dwutysięcznych. Nic zatem dziwnego, że doskonale pamiętam lata 2005-2006 i „szał” na punkcie niemieckich nastolatków z Tokio Hotel. Wspomniane lata przypadają na największą popularność muzyków; jedni ich nienawidzili, drudzy kochali. Ja zdecydowanie należałam do tej drugiej grupy. Uwielbiałam w nich wszystko: zarówno warstwę muzyczną, jak i sam image. Byli inni. Wyróżniali się, a to zdecydowanie mnie przyciągało (zresztą w dalszym ciągu chłopaki wyróżniają się wyglądem). W 2006 roku byłam czternastoletnią dziewczyną, Bill i Tom Kaulitzowie, założyciele zespołu, byli zaledwie trzy lata starsi ode mnie. I tacy też byli odbiorcy zespołu – większość fanów grupy liczyło sobie naście lat.



   Na ścianie mojego pokoju widniał największy plakat, jaki kiedykolwiek miałam (tak, to jeszcze czasy popularności plakatów z gwiazdami). Plakat pochodził z czasopisma „Bravo”; pierwszy numer ukazał się w 1956 r. (!) i został wydany w Niemczech – zespół, który dziś wspominam także pochodzi z Niemiec, taki przypadek (!). :) W Polsce, co oczywiste, sytuacja miała się zupełnie inaczej. Gazeta na polskim rynku ukazała się dopiero po upadku komunizmu, w 1991 roku.

Wróćmy do plakatu, na którym widniały wizerunki chłopaków z Tokio Hotel. Ciekawostką jest fakt, że ten ogromny plakat był złożony z kilkunastu małych – działało to na zasadzie puzzli. Gdy zebrałam już wszystkie, w końcu miałam możliwość ozdobienia ściany jednym z ulubionych zespołów. :)



Cofnijmy się do 2001 roku, bo to właśnie wtedy powstał zespół, który kilka lat później podbił serca nastolatków na całym świecie. Bill i Tom (bracia bliźniacy) od wczesnego dzieciństwa przejawiali zainteresowanie muzyką. Bill śpiewał i grał na klawiszach, z kolei Tom, dzięki ojczymowi, zainteresował się gitarą. Po jakimś czasie bracia powołali do życia formację Devilish, i od tamtej pory zaczęli występować w niemieckich klubach. W jednym z nich poznali Gustava Schäfera, rok starszego perkusistę oraz Georga Listinga (w wieku sześciu lat rozpoczął grę na gitarze basowej), dwa lata starszego od bliźniaków muzyka. Chłopcy szybko nawiązali nić porozumienia, dzięki czemu decyzja mogła być tylko jedna: postanowili połączyć siły, co w efekcie zaowocowało utworzeniem grupy Tokio Hotel. 



Na jednym z koncertów zostali dostrzeżeni przez producentów, dzięki czemu już 15 sierpnia 2005 roku młodzi muzycy mogli zacząć cieszyć się pierwszym sukcesem: wydaniem swojego debiutanckiego singla, „Durch den Monsun”. Jakby tego było mało, właściwie od razu pierwsza propozycja Tokio Hotel podbiła niemieckie listy przebojów. Pierwszy singiel jest jednocześnie chyba najpopularniejszym utworem zespołu nie tylko z tamtego okresu, ale i w całej dotychczasowej karierze. Utwór, choć w 2023 roku uzyskał pełnoletność (!) hipnotyzuje do dziś. Ilekroć go słucham, za każdym razem odczuwam tę magię, która z niego emanuje. Uwielbiam ten numer. Po prostu uwielbiam i raczej są małe szanse na to, że kiedykolwiek mi się znudzi.




Pierwszy album zespołu, który zatytułowano „Schrei”, ukazał się 19 września 2005 roku i z miejsca stał się przebojem na całym świecie. Należy dodać, że na polskim rynku „Schrei” ukazał się 17 grudnia 2005 roku. Na podstawową wersję albumu składa się dwanaście rockowych, acz melodyjnych utworów. Zwróćmy uwagę na słowo „podstawowej”. W marcu 2006 (w Polsce w maju) ukazała się reedycja albumu, której nadano tytuł „Schrei so laut du kannst”. Reedycja składała się z dwóch płyt: pierwsza płyta, prócz podstawowej tracklisty, zawierała trzy dodatkowe utwory, natomiast druga płyta to zapis DVD, na którą złożyły się m.in. teledyski grupy.

Powróćmy do wersji podstawowej, którą zresztą sama posiadam. 


Na drugi singiel z płyty „Schrei” wybrano utwór o tym samym tytule. Toż to odwrotność pierwszego singla! W refrenie rozdziera umysł i gardło (w końcu tytuł zobowiązuje – „Krzyk”), za to same zwrotki są w miarę spokojne, co w efekcie daje świetny kontrast. Na singlu ukazał się dokładnie 25 listopada 2005 roku.




Przy odsłuchu „Rette mich”, kolejnego singla, który ukazał się 10 marca 2006 roku, zwalniamy tempo. „Ratuj mnie” (polski tytuł), podobnie jak „Durch den monsun” ma w sobie tę magię, która, pomimo upływu lat, pozostaje z słuchaczem do dziś. Bardzo lubię ten utwór. Co ciekawe, wersja z płyty i z teledysku trochę się różnią, a to za sprawą… mutacji głosu młodocianego wokalisty. ;) Pamiętam, że w tamtych latach przeciwnicy zespołu naśmiewali się z Billa z tego powodu. Wielu zarzucało, że młodzi muzycy powinni poczekać z nagraniem albumu właśnie do czasu, aż głos wokalisty osiągnie dojrzałość. Mnie nie przeszkadzał. Mało tego, nadal nie przeszkadza. A w kwestii dwóch wersji „Rette mich” – myślę, że efekt finalny wyszedł na dobre. Bill – oraz jego fani rzecz jasna – mają dzięki temu niezłą pamiątkę. ;)




„Der Letze Tag” to ostatni singiel z debiutanckiej płyty młodych Niemców. I muszę przyznać, że stawiam go na czwartym miejscu, po prostu najmniej przypadł mi do gustu, ale to nie znaczy, że sama kompozycja nie jest dobra.


Do moich ulubionych utworów znajdujących się na płycie – tuż obok trzech singli – dodam „Lieb’die Sekunde”, „Freunde bleiben” oraz najbardziej gitarowy z całej trójki „Ich bin nicht ich”, czyli po prostu „Nie jestem sobą”.



   Lubię Tokio Hotel (przynajmniej ten z lat zerowych). Lubię, pomimo trzydziestki na karku. Absolutnie się tego nie wstydzę. Chętnie do nich powracam, by przypomnieć sobie okres moich nastoletnich lat oraz gdy mam ochotę na coś gitarowego, a zarazem melodyjnego. W czasach największej popularności zespołu, czyli w okresie, gdy zespół był świeżo po wydaniu debiutu (już nigdy więcej nawet nie zbliżyli się do takiej popularności, jak wtedy), oczywiście byłam posiadaczką oryginalnej płyty. Co ciekawe, w jakiś nieodgadniony sposób po jakimś czasie płyta mi po prostu zaginęła, ale darzę ten zespół sentymentem do takiego stopnia, że kilka lat temu pozwoliłam sobie na ponowny zakup. 

„Schrei” sprzedano w nakładzie 1,5 miliona egzemplarzy. Zarówno w Polsce, jak i w Niemczech, uzyskał status platynowej płyty. 23 stycznia 2006 r. według Oficjalnej Listy Sprzedaży w Polsce (za sprzedaż w okresie 9 stycznia – 15 stycznia 2006) debiutancka płyta Tokio Hotel uplasowała się na trzecim miejscu. Aha. I nie cierpię niemieckiego. Ale w przypadku Tokio Hotel jakoś to nie przeszkadza. ;)


Ocena:
4/5

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Defekt Muzgó - "Wszyscy jedziemy..." (1991)

Megadeth - "So Far, So Good... So What!" (1988)

Adele - "30" (2021)