Anthrax - "Spreading The Disease" (1985)
Rok 1985 stał się istną rewolucją w przypadku zespołu Anthrax. To właśnie wtedy ukazał się na rynku ich drugi album zatytułowany „Spreading the Disease”, który przyczynił się do wzrostu popularności Scotta Iana i spółki. Mało tego, to właśnie na tym albumie po raz pierwszy można było usłyszeć Joey’a Belladonnę (nie licząc minialbumu, który ukazał się kilka miesięcy wcześniej) oraz Franka Bello (podobnie jak w przypadku Belladonny, nie licząc minialbumu), basistę.
W 1984 roku, dwa tygodnie po zakończeniu pierwszej trasy koncertowej zespołu po Ameryce Północnej, z grupą pożegnał się dotychczasowy wokalista, Neil Turbin.
Został on zastąpiony przez dobrze znanego miłośnikom Anthraxu, Joey’a Belladonnę.
To dzięki producentowi, Carlemu Canedy’emu, zespół postanowił przesłuchać Belladonnę.
Co ciekawe, wokalista nie był zaznajomiony z thrash metalem, a sam zespół nie był zadowolony z tego faktu. Jak czas pokazał, niesłusznie. Belladonna stał się swego rodzaju ikoną, tym „właściwym” głosem dla Anthraxu (w pewnym momencie opuścił zespół, by za jakiś czas do niego powrócić, ale to nie jest temat na teraz).
Zanim pełnowymiarowy album „Spreading the Disease” ujrzał światło dzienne, w lutym 1985 roku ukazała się EP-ka zespołu zatytułowana „Armed And Dangerous” i to właśnie na niej (jak wspomniałam we wstępnie) po raz pierwszy mamy okazję usłyszeć Joey’a oraz basistę, Franka Bello. Na minialnum składa się zaledwie pięć utworów (dzięki reedycji z 1992 roku rozszerzono podstawową wersję o dwa dodatkowe) i to właśnie tytułowy, „Armed And Dangerous”, możemy usłyszeć na kultowym dziś „Spreading the Disease”, który ukazał się w Stanach 30 października 1985 roku, natomiast w innych częściach świata pojawił się dopiero w marcu 1986 roku.
Na drugi album amerykańskich metalowców składa się dziewięć utworów. Z pewnością na wyróżnienie zasługuje wspomniany „Armed And Dangerous”, ponieważ jest to utwór zdecydowanie różniący się od pozostałych – pozostaje on w konwencji power metalowej ballady.
Całkowitym przeciwieństwem „Dangerous…” jest „Gung-Ho”, który pędzi na łeb na szyję, tym samym ukazując ponadprzeciętne zdolności techniczne muzyków. Na uwagę zwraca również sama końcówka utworu, w której… no właśnie. Trudno opisać to, co dzieje się pod koniec kompozycji: muzycy bawią się rytmem, melodią, jest to tak inne od całości utworu, a jednocześnie tak bardzo do niej pasujące… Brak słów. Gdy po raz pierwszy usłyszałam wspomnianą końcówkę „Gung-Ho”, pozostałam w niemałym szoku. Na dokładkę dodam, że oprócz wielkiej wyobraźni, ponadprzeciętnych umiejętności technicznych, muzycy posiadają wielkie poczucie humoru. ;)
To jeden z moich faworytów nie tylko na drugim albumie, ale również w całej dyskografii Amerykanów.
Na uwagę zwraca również otwierający album „A.I.R.”. Ależ to jest jazda! Jazda, ale również nieoczekiwane, ale (znowu!) tak bardzo pasujące do siebie nagłe zmiany tempa. I ten okrzyk Joey’a Belladonny na samym końcu utworu – „A.I.R.”! Aż ciarki po plecach przechodzą.
„Aftershock” to również jeden z najmocniejszych – zarówno pod względem szybkości oraz wartości kompozycyjnej – utworów.
Natomiast „Lone Justice”, to pokaz klasycznego heavymetalowego grania. Takich utworów mamy więcej – w końcu ten album nie jest jednolity – królują zarówno heavy, jak i thrash metalowe motywy.
Na uwagę zasługuje również „S.S.C./Stand or Fall”, który rozpoczyna się… orientalnym wstępem, by później zamienić się w metalową jazdę – te cuda na gitarze elektrycznej, które następują tuż po wspomnianym wstępie… Gdy sięgam pamięcią do momentu, gdy usłyszałam te czary po raz pierwszy… Nie będzie przesadą, gdy wyznam, że słuchałam tego z rozchylonymi ustami.
„Madhouse” jako jedyny utwór z płyty zyskał to zaszczytne miano, by promować omawiany krążek. Utwór opowiada o… zakładzie psychiatrycznym. A raczej o odczuciach człowieka będącego w ów zakładzie. Sam teledysk obrazujący utwór MTV rzadko emitowało – dyrekcja twierdziła bowiem, że muzycy przesadzili i w ich odczuciu kompozycja i obraz poniżają osoby chore psychicznie. Teledysk bez problemu jest dostępny w sieci, sami możemy to ocenić.
Utwór rozpoczyna się spokojnym i opanowanym głosem pielęgniarki zwracającej się do jednego z pacjentów: „It’s time for medication, Mr. Brown”. Zaś w następstwie rozbrzmiewa szaleńczy śmiech… Przerażające i zabawne jednocześnie.
Natomiast sam tekst utworu brzmi następująco:
„Białe fartuchy do związania mnie, poza kontrolą
Żyję samotnie, w swoim umyśle
Świat pełny zamieszania, powietrze wypełnione hałasem
Kto powiedział, że moje życie to taka zbrodnia?
Uwięziony w tym koszmarze
Chcę się zbudzić
Gdy całe moje życie zaczyna drżeć
Otaczają mnie cztery ściany
Puste spojrzenie
Nie mogę znaleźć wyjścia z tego labiryntu
Bo mam to gdzieś
Wpadam, wypadam
Bez wątpienia przepadłem, pomóżcie mi
Nie mogę się obwiniać
Oni nie czują wstydu
To jest dom wariatów
A przynajmniej tak twierdzą
To jest dom wariatów
Och, czy ja oszalałem?
Moje lęki są tuż za mną, cóż mogę zrobić?
Moje koszmary prześladują mój nocny sen
O nie, nigdy się nie nauczą, biel spowija mój wzrok
I tylko wtedy widzą światło
(…)”.
Tematyka tekstów nie jest łatwa i przyjemna, za to niezwykle istotna i ważna: holocaust, szok pourazowy…
Przyjrzyjmy się bliżej chociażby tekstowi do kompozycji „A.I.R.” Muzycy stawiają w niej na niezależność, propagują bycie taką wersją siebie, by być niezależną od wpływu innych:
„Młody i wolny – nigdy nie będziesz
Dzieciństwo się kończy – to obłęd
Czysty nakaz, oni nie słuchają
A ty po prostu czekasz na to, czego ci brak
Witaj w swoim koszmarze
Nie możesz tak po prostu odejść
To czas dla ciebie, by wybrać, twój los
Nie możesz pozwolić temu polegnąć
Witaj w swoim koszmarze
Całe twoje życie na drodze
Dziś
Nie jesteś dobry, niezrozumiany, AI.R.
Wszystkie ich nadzieje i wizje takiego, jakim chcą, byś był
Przełomowe momenty, podjęte decyzje, A.I.R.
Taki wysoki i potężny, choć zbyt ślepy, by dostrzec
Kto jest osobą, dla której będziesz żył?
Konformizm uwięzi cię jak zamknięte drzwi
Niezależność oznacza podejmowanie własnych decyzji
Władza pchnie twoją duszę do więzienia
(…)
Walcz, zwariuj, nie ma nikogo innego do obwiniania
Zatrzymaj się, ich wpływ, nie możesz dać im szansy
Złam barierę, która oddziela nas wszystkich
Zacznij drugie życie, bez ich rąk w zasięgu wzroku
Masz swoją dumę, masz swoje wizje
Nie ustępuj, nawet się nie poddawaj
Nie idź na kompromis, nie przestawaj się uśmiechać
Gry, w które grają, zachowaj na wygraną
Zachowaj na wygraną…
A.I.R.”.
Sam akronim „A.I.R.” oznacza „Adolescent In Red”.
„Spreading the Disease” od swojego poprzednika, debiutanckiego „Fistful of Metal”, różni się pod KAŻDYM względem. Od pozyskania nowych muzyków począwszy (wokalista oraz basista), po kunszt muzyczny, technikę (elektryzujące solówki gitarowe, w momentach, gdy perkusista nadaje szaleńcze tempo, dźwięk przypomina jak wystrzały z karabinu maszynowego), aż po okładkę. Przyznam się, że nie cierpię typowych metalowych okładek; kojarzą mi się z kiczem i tandetą. I nawet w tym temacie „Spreading…” bije na głowę swojego poprzednika – porównajcie te okładki. „Spreading…” przeraża, ale w zupełnie inny sposób: przedstawia ona człowieka, który został poddany badaniom pod kątem poziomu promieniowania.
Druga płyta amerykańskich muzyków została przyjęta doskonale. Już same opinie dziennikarzy muzycznych wskazywały, że „Spreading…” to album wybitny, album, który wejdzie do kanonu najlepszych albumów metalowych na świecie.
Martin Popoff z Kanady, stwierdził: „album szokuje podmuchem hałasu wydawanym przez bandę długowłosych punków, którzy znają się na swoim biznesie”.
Zwróćcie uwagę na powyższą opinię, a raczej na słowo „długowłosych punków”. Mamy 1985 rok. To jeden z dowodów na to, że thrash to nic innego, jak połączenie heavy metalu z punkiem. W późniejszych latach dziennikarze nie będą już określać muzyków thrashowych mianem „długowłosych punków”. Będą po prostu metalowcami, wykonującymi ekstremalną odmianę metalu.
Joel Mclver: „dźwięk czystej determinacji w takim momencie historii metalu, gdzie granice były przesuwane każdego dnia”.
Dziennikarze chwalili brzmienie, riffy gitarzystów oraz śpiew Belladonny, który brzmi melodyjnie, mocno i wysoko.
W jednej ze współczesnych recenzji Howard Johnson polecił album jako najlepszy przykład thrash metalu. Z kolei Steve Huey stwierdził, że album stanowi wielki krok naprzód w porównaniu do debiutu, co więcej, jest jednym z najlepszych albumów w historii zespołu.
Lista utworów:
1. A.I.R.
2. Lone Justice
3. Madhouse
4. S.S.C./Stand or Fall
5. The Enemy
6. Aftershock
7. Armed And Dangerous
8. Medusa
9. Gung-Ho
Ocena:
5/5
Komentarze
Prześlij komentarz