Anthrax - "Among the Living" (1987)

 

   Zacznę nietypowo. A mianowicie: wyznaniem wstydu. Wstydzę się, że ja – nazywająca się wielką miłośniczką muzyki metalowej, postanowiłam zapoznać się z dorobkiem Anthraxu tak późno. Zespół Anthrax zaliczany jest do zespołów pod dumnie brzmiącą nazwą: Wielka Czwórka Thrash Metalu. Dlaczego to właśnie Anthrax był ostatnim zespołem ze wspomnianej grupy, z którym postanowiłam się zapoznać? Dlaczego nie pierwszym, nie drugim albo chociażby trzecim? Myślę, że „winą” można obarczyć pozostałe grupy, które należą do tego zaszczytnego grona. 

Metallica, Megadeth oraz Slayer. Wszystko jasne? No właśnie. Te wielkie nazwy… Nazwy, które przyciągają. A jakby tego było mało, wielu miłośników thrashu wolałoby widzieć na miejscu Anthraxu inny zespół, a mianowicie: Testament. To właśnie te powody sprawiły, że z muzyką zaproponowaną przez Anthrax postanowiłam poczekać. Powtórzę raz jeszcze, żeby wszystko było jasne: bardzo mi z tego powodu wstyd. 

Mamy rok 1986. To właśnie wtedy na rynku metalowym pojawiły się trzy prawdziwe petardy. I to nie byle jakie. Jak czas pokazał, stały się one jednymi z najważniejszych, najbardziej wpływowych albumów thrash metalowych na świecie. Najpierw uderzyła Metallica swoim „Master of Puppets”. Potem ukazał się album Megadeth, „Peace Sells… But Who’s Buying?”, zaś na sam koniec przeraźliwe, diabelskie wręcz tempo narzucili swoim „Reign In Blood” muzycy z zespołu Slayer. Warto tutaj wspomnieć o perkusiście kapeli, który przecież napędza rytm; Lombardo w szczytowych momentach na albumie osiąga 280 uderzeń (!) na minutę. Wydawałoby się, że już nic więcej nie jest w stanie zaskoczyć fanów metalu. Przecież już nic bardziej genialnego, innego, nie może się ukazać, jeśli chodzi o thrashową scenę. Wszystko zweryfikował 1987 rok. Rok, w którym na światło dzienne wyszedł album muzyków z Nowego Jorku.

   Na „Among The Living”, trzeci album Anthraxu, składa się jedynie dziewięć (!) kompozycji, ale za to jakich… Ten wydany 16 marca 1987 roku album zmienił nie tylko pozycję muzyków, którzy mieli przyjemność i zaszczyt go stworzyć, ale i całej sceny metalowej.

Pamiętam uczucia, jakie towarzyszyły mi po raz pierwszy, gdy usłyszałam otwierający płytę „Among The Living”, od którego wzięła się nazwa albumu. Kompozycja zaczyna się niewinnie, by następnie, krok po kroku, eksplodować niesamowitą kanonadą gitarową! To nie mój ukochany Slayer ani Megadeth. To nawet nie najsłynniejsza z całej grupy Metallica. Panie i Panowie, to Anthrax, zespół tak niepodobny do swoich kolegów po fachu! Sposób śpiewania Joey’a Belladonny, gitarowe riffy oraz wyjątkowe brzmienie perkusisty Charliego Benante -  to wszystko wyróżniało Anthrax spośród innych zespołów thrashowych. Anthrax od reszty zespołów z Wielkiej Czwórki wyróżnia także pochodzenie, wspomniana trójka pochodzi z Bay Area. Bay Area Thrash opisuje ruch muzyczny, który związany jest ściśle ze sceną thrash metalową. Natomiast muzycy z Anthraxu pochodzą z Nowego Jorku, który z kolei był zdominowany przez hardcore punk. 

Na płycie chyba najbardziej urzekło mnie to, co muzycy wyprawiają za pomocą swoich instrumentów. Te nagłe zmiany, rytmu, tempa, ten kunszt techniczny...

„JD Considine z „Rolling Stoine” napisał, że „Benante i jego koledzy z zespołu mogli być pod innymi względami normalnymi chłopakami, ale jako muzycy nie można było zaprzeczyć technicznej zwinności, która towarzyszyła każdemu dźwiękowemu atakowi””.

Śmiało można stwierdzić, że muzycy są fanami twórczości Stephena Kinga, króla horroru. Wspomniany wcześniej utwór tytułowy odnosi się do głównego bohatera powieści pisarza pt. „Bastion”. W utworze mowa jest o użyciu broni biologicznej. Główny bohater, Randall Flagg, według popularnej tezy, jest również bohaterem okładki albumu.

Mało Kinga? Inspirację jego twórczością odnajdziemy również w utworze „Skeleton In The Closet”, utwór inspirowany jest nowelą pisarza, „Apt Pupil”.

„Indians” – toż to jeden z największych hitów Anthraxu, nie tylko na tym albumie! Warstwa tekstowa jest niezwykle poruszająca. Jest to drugi - i ostatni - singiel promujący płytę, tuż po "I Am the Law". W tym miejscu najlepiej będzie, jeśli zacytuję wypowiedź Scotta Iana, gitarzysty:

„W tej szkole masz wypaczony pogląd na historię. Uczą, że między białym człowiekiem a Hindusami panował wzajemny szacunek. Że nauczyliśmy się od siebie nawzajem; wojny toczono niechętnie, a Hindusów zawsze traktowano z godnością. Wtedy dowiesz się prawdy. Jak hiszpańscy i angielscy najeźdźcy próbowali wytępić rdzenną ludność Indii od XV wieku i jak torturowaliśmy, plądrowaliśmy, i gwałciliśmy. To jest ukrywane przed tobą w systemie edukacji. I to mnie rozgniewało. (…) Tym, co naprawdę skłoniło mnie do napisania tej piosenki był artykuł, który przeczytałem w magazynie „Time” o rezerwatach Indian. Jak istniał ogromny problem z alkoholem i narkotykami oraz jak bardzo był wysoki wskaźnik samobójstw. To naprawdę mnie zszokowało”.



Utwór „Efilnikufesin (N.F.L.)” to jeden z przykładów na to, że uważne słuchanie robi różnicę… A często słuchamy muzyki bezrefleksyjnie, wpuszczamy jednym uchem, wypuszczamy drugim.

W tym miejscu ponownie zacytuję wypowiedź Scotta Iana:

„Mieliśmy wtedy w zespole takie powiedzenie: Nice Fucking Life. Powiedzielibyśmy to bez zastanowienia. To było wtedy jak Scott „Nie” Ian. Wziąłem te słowa i napisałem piosenkę o Johnie Belushim [amerykański aktor komediowy, zmarł w 1982 r.], i o tym, jak zniszczyło go uzależnienie od narkotyków. Miał poważne przesłanie. Ale zawsze wiedzieliśmy, że gdybyśmy nazwali piosenkę „Nice Fucking Life”, nigdy nie trafiłaby ona do radia i zawsze musielibyśmy używać gwiazdek w słowie „fucking”. Myślę, że to Charlie [perkusista] wpadł na pomysł odwrócenia tego wyrażenia. Zawsze śmialiśmy się z głupich ludzi – wielu z nich nigdy nie wiedziało, co tak naprawdę mówimy w tytule piosenki! Wciąż spotykam dziennikarzy, którzy pytają mnie, dlaczego napisaliśmy piosenkę o futbolu amerykańskim! To tylko pokazuje, że nie zadali sobie trudu przeczytania tekstu ani zrozumienia całego sensu piosenki.”

Wbrew pozorom, nawet na takim albumie znalazło się miejsce dla uroczego wstępu zagranego na... gitarze akustycznej. Jest uroczo i delikatnie, ale co oczywiste, tylko przez chwilę - tę perełkę usłyszycie w utworze "A.D.I./Horror of It All".



Osobną, ciekawą sprawą jest produkcja płyty. Muzycy wymarzyli sobie współpracę ze swoim guru – Eddiem Kramerem. Byli zachwyceni jego pracą, brzmieniem, jakie nadal albumom takich artystów, jak chociażby Led Zeppelin czy Jimi Hendrix. Jak wspomina Ian Scott:

„Na szczycie naszej listy był Eddie Kramer. Wszyscy byliśmy wielkimi fanami KISS, a on wyprodukował wiele ich najlepszych albumów. Eddie współpracował także z Led Zeppelin i Jimim Hendrixem, więc był dla nas właściwym człowiekiem. Trzeba także pamiętać, że w tamtym czasie wszyscy chcieli brzmienia, jakie „Mutt” Lange nadał Def Leppard na albumie „Pyromania”. Został wydany w 1983, a trzy lata później, kiedy zaczęliśmy robić „Among The Living”, nadal był na najwyższym poziomie. Panowała prawdziwa mania nadprodukcji. Ale wcale tego nie chcieliśmy. Dlatego Eddie był oczywistym wyborem. Jeśli posłuchasz tego, co zrobił w latach 70., jego produkcja ma surowy, prawdziwy charakter na żywo. Chcielibyśmy, żeby na tej płycie wszystko było jasne. Chcieliśmy sprzeciwić się współczesnym normom. Na początku praca z Eddiem była niesamowita. Siadał i opowiadał nam wspaniałe historie o wszystkich ludziach, których stworzył. Ale potem napotkaliśmy prawdziwe problemy. Jak powiedziałem, dostaliśmy go ze względu na klasyczne brzmienie Eddiego Kramera. Ale kiedy usłyszeliśmy pierwszy utwór, który zmiksował, wszyscy byliśmy w szoku. Wokale miały mnóstwo pogłosów, gitary były wyblakłe… Starał się, abyśmy brzmieli jak pieprzony Def Leppard. Inspirowała nas jego przeszłość, a on chciał jedynie podążać za trendem tamtych czasów. Mieliśmy z nim wściekłą sprzeczkę. W pewnym momencie zapytał mnie: „Czy twoja opinia jest Bogiem?”. Odpowiedziałem: „Nie, jestem gitarzystą rytmicznym Anthrax. Ale to jest nasz album. To nie Eddie Kramer z Anthraxem, ani Anthrax z Eddiem Kramerem. To pieprzony Anthrax. Ta płyta ma naszą nazwę! Ostro go potraktowaliśmy. Za każdym razem, gdy puszczał nam miks, a my słyszeliśmy najlżejszy pogłos na perkusji, odpowiadaliśmy: „Nie, chcemy, żeby perkusja brzmiała sucho, sucho, sucho. Wrzuć pedały efektów do oceanu.” 

Podobno producent był tak zły, że zdjął wszystkie efekty i właśnie taka wersja albumu została opublikowana. Anthrax był zachwycony. Na to właśnie liczyli. Minęło trzydzieści sześć lat (!) od czasu, gdy na rynku ukazał się przełomowy nie tylko dla zespołu, ale i dla całej sceny thrash metalowej, album. Historia oceniła. Surowe brzmienie „Among the Living” obroniło się w pełni. 

Sam Scott Ian docenia znaczenie albumu:

„To klasyk. Oczywiście wiem, co to oznaczało dla tej sceny, ale co ważniejsze doceniam to, co dla nas zrobiło (…). Myślę, że to także czas, kiedy wymyślono określenie „Wielka Czwórka Thrashu.” My, Metallica, Megadeth i Slayer byliśmy mniej więcej w tym samym wieku i na tym samym etapie naszej kariery. To był czas, kiedy cały thrash naprawdę nabrał rozpędu i chciałbym myśleć, że „Among the Living” pomogło”. 

Gitarzysta na pytanie, co dało im wydanie „Among the Living” odpowiada bez cienia wątpliwości odpowiada:

„Wszystko. To nie był tylko ważny moment w naszej karierze. To dało nam karierę!”.

Na potwierdzenie tych słów podaję przykłady szeregu wyróżnień, które dzięki „Among the Living” Scott i spółka zdołali uzyskać:

„W 1988 roku dziennikarz Don Kaye w kilku artykułach dla brytyjskiego magazynu „Kerrang!” umieścił Anthrax w elicie tzw. "Wielkiej Czwórki Thrash Metalu", obok Metalliki, Megadeth i Slayera. Tytuł został zaakceptowany przez społeczność metalową i pozostał związany z Anthrax do końca kariery. 

Martin Popoff umieścił „Among the Living” na 500. miejscu listy „2004 najlepsze heavy metalowe albumy wszech czasów.” W lipcu 1994 roku „Among the Living” został wprowadzony do Decibel Hall of Fame, jako szósty album w ogóle. Album znalazł się również w książce „2005 Albumów, które musisz usłyszeć przed śmiercią”. Revolver umieścił album na liście „2006 thrashowych albumów, które musisz mieć”.Magazyn „Rolling Stone” umieścił „Among the Living” na liście „14 najlepszych albumów metalowych wszech czasów”. W 2017 roku „Kerrang!” umieścił „Among the…” na dwudziestym miejscu   listy „100 najlepszych albumów thrash metalowych wszech czasów”. Jeśli chodzi o pojedyncze piosenki, „Caught in a Mosh” zajmuje dziewięćdziesiąte miejsce w rankingu VH26 „2020 najlepszych metalowych utworów”.”

Mój egzemplarz nabyłam w… popularnej Biedrze.  Ci z Was, którzy w dalszym ciągu kolekcjonują fizyczne nośniki doskonale zdają sobie sprawę z tego, że od kilku lat można tam nabyć płyty winylowe oraz płyty CD. A nazwy na okładkach powalają. Tak… I chociażby taki Anthrax z kultowym, wnoszącym sporo do historii muzyki metalowej,  „Among the Living” również się tam znalazł. Zresztą nie tylko on, bo i jego poprzednik, „Spreading the Disease” także pałętał się pośród innych biedronkowych krążków, obok wykonawców z kręgu disco polo oraz muzyki popularnej, ale co bardzo cieszy, w tych biedronkowych rzutach często przeważają klasyki rockowej i metalowej sceny. Ach… Kiedyś znalazłam (ale to wśród winyli) płytę punkowego giganta, Sex Pistols! W Biedronce… ;) 

Wróćmy jednak do momentu zakupu legendarnego „Among the Living”. Gdy dowiadywałam się o nowym rzucie płyt do dyskontu, pędem gnałam na stoisko. Wybrałam sobie płytę, o której wcześniej się dowiedziałam, że jest dostępna (chyba w grupie zrzeszających fanów fizycznych nośników ktoś o niej napisał), nie był to jednak „Among…”. Ale gdy zobaczyłam wśród innych płyt dwie płyty Anthraxu właśnie – „Among…” oraz „Spreading the Disease” – zapłaciłam za zakupy, za płytę, którą wybrałam, a następnie pognałam do domu, by zabrać ze sobą więcej gotówki modląc się w duchu, by nikt nie sprzątnął mi sprzed nosa anthraxowych klasyków. Uff! Odetchnęłam z ulgą, gdy okazało się, że wciąż tam były. Nigdy nie zapomnę, jak biegłam po płyty Anthraxu do Biedronki. :D



    Anthrax wyróżnia się muzycznie spośród pozostałych graczy z Wielkiej Czwórki,  i już chociażby dzięki temu powinno zwrócić się ku niemu swoją uwagę, dlatego tak bardzo żałuję, że zaznajomiłam się z nimi tak późno. Nie mam bladego pojęcia, dlaczego ten zespół – mając na względzie Big Four – traktowany jest bardziej na zasadzie dodatku, wręcz po macoszemu. Anthrax – ta nazwa nigdy nie brzmiała tak atrakcyjnie, jak nazwy pozostałych zespołów. A przecież kunszt muzyczny, brzmienie… Przecież ten zespół w niczym nie ustępuje swoim kompanom! No dobrze, zaryzykuję stwierdzeniem, że najpopularniejszą grupę z grona Big Four nawet przewyższa… No i po raz kolejny – brzmienie, brzmienie i jeszcze raz brzmienie! O zawartości muzycznej już nie wspomnę, ponieważ cały album pod względem muzyki sprawia, że słuchacz po  prostu pada do stóp muzykom. Wokalista również w niczym nie ustępuje swoim kolegom na albumie - zwróćcie uwagę na to, co Joey Belladonna robi ze swoim wokalem! Sposób, w jaki się nim bawi… Jest iście potężny, nie ustępuje miejsca potędze gitar. „Among the Living” -  jak i cały zespół - mimo zdobycia ogromu wyróżnień przez branżę w dalszym ciągu jest niedoceniany. Tak, powtarzam się, ale naprawdę trudno mi uwierzyć, że popularnością ten zespół od pozostałych grup z Wielkiej Czwórki znacznie odbiega. I przyznam Wam się, nawiązując do samego początku tekstu, kiedyś też byłam zdania, iż to Testament powinien nosić to zaszczytne miano jednego z zespołów z Wielkiej Czwórki Thrashu. Obecnie, pomimo mojej niesłabnącej sympatii do tego zespołu, uważam, że Anthrax w pełni zasłużył sobie na miano… Nie, nie bycia tym czwartym z Wielkiej Czwórki. Po prostu bycia jednym z nich.

Lista utworów:

1. Among the Living

2. Caught in a Mosh

3. I Am the Law

4. Efilnikufesin (N.F.L.)

5. Skeleton in the Closet

6. Indians

7. One World

8. A.D.I./Horror of It All

9. Imitation of Life

Skład:

- Joey Belladonna - wokal

- Dan Spitz - gitara prowadząca, gitara akustyczna, chórki

- Scott Ian - gitara rytmiczna, chórki

- Frank Bello - bas, chórki

- Charlie Benante - perkusja

Ocena:

5/5


   

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Defekt Muzgó - "Wszyscy jedziemy..." (1991)

Megadeth - "So Far, So Good... So What!" (1988)

Adele - "30" (2021)