Evanescence - "Fallen" (2003)

 


   Nie pamiętam dokładnego momentu, w którym zetknęłam się z muzyką Evanescence.

Kojarzyłam ich z jednego utworu, i tutaj obejdzie się bez niespodzianki, „Bring Me To Life”.

To właśnie ten utwór, wraz z innym, „My Immortal”, jeszcze przed premierą debiutanckiego albumu, bo o nim dziś będzie mowa, został wykorzystany w filmie „Daredevil”, który w dużej mierze przyczynił się do rozpoznawalności tej amerykańskiej grupy.

    Początki grupy sięgają do tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego czwartego roku, bowiem to właśnie wtedy, na chrześcijańskim obozie młodzieżowym, doszło do spotkania założycieli grupy; wokalistki i pianistki Amy Lee oraz gitarzysty Bena Moody’ego. Zanim doszło do ukazania się oficjalnego albumu, w latach dziewięćdziesiątych duet opublikował dwie EP-ki i jedno demo – „Origin”, które ukazało się w roku dwutysięcznym.

Jednak prawdziwą popularność przyniósł zespołowi kontrakt z wytwórnią fonograficzną Wind-up, która pokryła środki na ukazanie się debiutanckiego albumu pt. „Fallen”.

Dokładnie 4 marca 2003 roku, w dniu moich jedenastych urodzin, „Fallen” ukazał się na sklepowych półkach. Album promowały cztery single.

Pierwszym z nich był wspomniany przeze mnie „Bring Me To Life” i jeśli zaryzykuję stwierdzeniem, że był to najpopularniejszy singiel nie tylko na tej płycie, ale także w całej karierze zespołu, nie będzie w tym stwierdzeniu ani krztyny przesady (w momencie tworzenia tej recenzji Evanescence, nie licząc „Fallen”, ma na koncie cztery albumy studyjne).

Bring Me To Life” wyróżniał się na tle innych utworów z „Fallen” – cały album liczył sobie jedenaście kompozycji. Na czym polegała wspomniana różnica? A na tym, że był to jedyny utwór, w którym można było usłyszeć męski wokal. W kompozycji wspomagał wokalnie Amy Paul McCoy z zespołu 12 Stones. Co ciekawe, sama wokalistka nie chciała dzielić utworu z innym wokalistą, nie chciała na albumie męskiego głosu, jednak wytwórnia postawiła twarde warunki – jeśli w pierwszym singlu nie zaśpiewa z mężczyzną, Evanescence może zapomnieć o wydaniu pierwszego albumu. Wytwórnia była bezlitosna, Amy była zmuszona dopisać partie wokalne dla Paula. Jednak, jak czas pokazał, wymóg wytwórni okazał się strzałem w dziesiątkę.

Tak jak wspomniałam, „Bring Me To Life”, pomimo dwudziestu lat od premiery, w dalszym ciągu może szczycić się mianem najpopularniejszego utworu grupy. Paul i Amy stworzyli wyśmienity duet, ich wokale doskonale się uzupełniały, a charakter kompozycji wyróżniał się dynamiką i jakąś taką desperacją. To prawdziwa rockowa bomba.

 

Going Under” był singlem numer dwa, który pojawił się we wrześniu i ukazywał prawdziwe oblicze zespołu. Amy wystąpiła w nim już jako samodzielna wokalistka i tak miało pozostać już do końca płyty. Podobnie jak w przypadku singla numer jeden, utwór porażał dynamiką. Gitary cięły ostro, aż miło.


 


Przeskoczmy do ostatniego singla, czyli tego z numerem cztery, który ukazał się już ponad rok po wydaniu płyty, w czerwcu 2004 roku. „Everybody’s Fool”, jeden z moich faworytów na płycie, różnił się nieco od swoich poprzedników. Zespół zdecydował się na odważne połączenie. Co prawda nie brak w nim ostrości (w pewnych momentach riffy ocierają się wręcz o metal), lecz cechuje go także melodyjność brzmienia. Fenomenalny utwór. Jeden z najlepszych nie tylko w całej karierze Evanescence, lecz także jeden z najlepszych, jeśli chodzi o moje uwielbienie do ciężkich brzmień.

 

Singlem numer trzy, który ukazał się w grudniu 2003 roku, była kompozycja zdecydowanie różniąca się od pozostałych singlowych numerów. „My Immortal” była jedną z dwóch ballad, które było dane usłyszeć słuchaczowi na debiucie Amerykanów. Temu fortepianowo - smyczkowemu klimatowi nie oparł się chyba jeszcze nikt. A co najważniejsze, wokalistka udowodniła, że jej wokal sprawdza się zarówno w ostrych, gitarowych kompozycjach, jak i delikatnych, subtelnych balladach. Tekst o miłości, która zadała tylko i wyłącznie cierpienie był przejmujący tak samo, jak sama muzyka. Mi wyciska łzy z oczu. Dosłownie. Przenika mnie, zagląda w każdy zakamarek mojej duszy. Wciąż odkrywam ją na nowo.

(…)

Te rany zdają się nie goić

Ten ból jest zbyt prawdziwy

To po prostu zbyt dużo, by czas mógł to wymazać...


Gdy płakałeś, ocierałam wszystkie Twe łzy,

Gdy krzyczałeś, zwalczałam wszystkie Twe lęki,

I przez te wszystkie lata trzymałam Twoją dłoń,

 Ale Ty, nadal posiadasz mnie całą...

 

Zniewalałeś mnie

Swym rozbrzmiewającym światłem

Teraz jestem związana z życiem, które pozostawiłeś za sobą.

Twoja twarz nawiedza moje niegdyś przyjemne sny,

Twój głos wypędził cały mój rozsądek…”.


 


Podobne odczucia towarzyszą mi w przepełnionej smutkiem kompozycji „Hello”, która była drugą balladą umieszczoną na płycie, choć opowiadała o nieco innej stracie. Kompozycja była poświęcona zmarłej siostrze wokalistki.

Plac zabaw szkolnych dzwonków znów dzwoni
Deszczowe chmury znów zaczynają grać
Czy nikt ci nie powiedział, że nie oddycha?
Cześć, jestem twoim umysłem dając ci kogoś do rozmowy
cześć

Jeśli się uśmiecham i nie wierzę
Wkrótce wiem, że obudzę się z tego snu
Nie próbuj mnie naprawiać, nie jestem zepsuty

Cześć, jestem kłamstwem żyjącym dla ciebie, więc możesz się ukryć
Nie płacz

Nagle wiem, że nie śpię
Cześć, wciąż tu jestem
Wszystko, co zostało z wczoraj”.

Whisper”, utwór, który zamykał album, ukazywał chyba największą aurę tajemniczości i mroku, która towarzyszyła słuchaczowi przez cały okres trwania krążka. Z pewnością należy do moich faworytów. Elektroniczny początek i to zakończenie, które przyprawia o gęsią skórkę! Chyba najbardziej gotycki ze wszystkich utworów obecnych na albumie.

    Evanescence było jednym z tych zespołów, które miały szczęście, że już debiutanckim albumem zawojowali opinię publiczną. Ale cóż, zespół nie dał jej wyboru. Czysty i mocny wokal Amy Lee, muzyka charakteryzująca się aurą mroku i tajemniczości, zrobiła swoje. Ilość sprzedanych egzemplarzy mówi sama za siebie: siedemnaście milionów sprzedanych kopii! Już nie mówiąc o nagrodach Grammy, zresztą nie tylko, które grupa zebrała. Mało tego, nawet w czasach cyfrowej muzyki, po dwudziestu latach od wydania, „Fallen” dowodzi, że wciąż jest na topie. Domagacie się statystyk? Dwa miliardy streamów na Spotify! A wisienką na torcie niech będzie fakt, że osobiście nie jestem fanką gotyku, ale zespół Evanescence skradł moje serce. Po prostu nie dali mi wyboru. Jakie to szczęście, że w dniu moich jedenastych urodzin, 4 marca 2003 roku, ukazał się jeden z moich ulubionych albumów muzycznych. 

Lista utworów:

1. Going Under

2. Bring Me to Life

3. Everybody's Fool

4. My Immortal

5. Haunted

6. Torniquet

7. Imaginary

8. Taking Over Me

9. Hello

10. My Last Breath

11. Whisper

Ocena:

5/5





Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Defekt Muzgó - "Wszyscy jedziemy..." (1991)

Megadeth - "So Far, So Good... So What!" (1988)

Adele - "30" (2021)