Sparagmos - "Conflict" (1999)

 


„Na wszystkie tradycje ziemi

należy patrzeć jak na tradycje

wywodzące się

z tradycji matki podstawowej,

która od samego początku

została powierzona grzesznemu człowiekowi

i jego pierwszym potomkom”

- Louis-Claude de Saint-Martin – francuski filozof (1743-1803) – tekst widniejący na ostatniej stronie książeczki do płyty.

Zespół o tajemniczo brzmiącej nazwie obił się o moje oczy na popularnym - za moich czasów (jak to brzmi!) - last.fmie. Miałam, mniej więcej, dziewiętnaście lat, kiedy wspomniany last.fm podsunął mi w „proponowanych” czy „podobnych” wykonawcach nazwę Sparagmos.

W tamtym czasie namiętnie zasłuchiwałam się w muzyce metalowej; właściwie nadal uwielbiam ten gatunek, lecz obecnie mój gust muzyczny jest dużo bardziej zróżnicowany.

Sparagmos? A cóż to za przedziwna nazwa? Ciekawe, jaka muzyka się pod nią kryje? - pomyślałam sobie. Niezwłocznie postanowiłam to sprawdzić. Minęło trochę czasu nim zorientowałam się, że moja szczęka znalazła się na podłodze. A jeszcze więcej, zanim udało mi się ją pozbierać ze wspomnianej podłogi.

Zacznijmy od wyjaśnienia intrygującej nazwy zespołu, bo to tak naprawdę ona sprawiła, że postanowiłam sięgnąć po twórczość warszawskich muzyków. I to jest właśnie idealny przykład na to, że czasami warto poświęcić chwilę, by wymyślić oryginalnie brzmiącą nazwę, bo to właśnie ona może przyciągnąć potencjalnych słuchaczy. Sparagmos był greckim obrzędem, który polegał na składaniu ofiar z ludzi na ołtarzu Dionizosa. Główne ofiary stanowiły kobiety i dzieci. Zachęcająco? Niekoniecznie. No ale przecież liczy się muzyka.

Minęła już ponad dekada od mojej pierwszej styczności z muzyką Sparagmosa, jednak zespół został założony dużo wcześniej, a ściślej, u schyłku poprzedniego systemu.

Sparagmos działał w latach 1989 (niektóre źródła podają 1988) -2002, czego bardzo żałuję, wszak muzyka chłopaków była tak charakterystyczna…. Zdecydowanie powinni powrócić na metalową scenę.

A jak to się właściwie zaczęło? Jak wspomina Sebastian Zusin, gitarzysta zespołu:

„To bardzo ciekawa historia… Postaram się ją opowiedzieć w kilku zdaniach. Kiedyś wraz z Lucasem [przyszłym wokalistą i gitarzystą zespołu] jako fani (nie muzycy) pojechaliśmy w 1987 czy 1988 roku na jakiś festiwal w Spodku, nawet nie wiem, co to było i kto grał, ale chyba Kreator? I stojąc w tłumie fanów pod sceną w totalnym ścisku, spoceni, tak nam się podobało, że postanowiliśmy, że kiedyś staniemy również na deskach Spodka ze swoim bandem. Tak się stało i po powrocie do Warszawy założyliśmy zespół. Poszliśmy do sklepu i kupiliśmy gitary, nie umiejąc nic grać… :) Może to banalna historia, ale jak sobie ją przypominam, to wszystkim życzę takiej przygody, która trwa do dziś.”

Finalnie Sparagmos wydał dwa dema i cztery albumy długogrające (w tym jeden kompilacyjny). Warto zaznaczyć, że w 2020 roku postanowiono wznowić dwa krążki zespołu:

demo z 1990 roku, czyli „Mortal Organic Remains…” oraz pierwszy długogrający album, czyli „Invitation from Host of Wrath”, który pierwotnie ukazał się w 1992 roku.

Jednak ja zabiorę Was do roku 1999, bo właśnie wtedy ukazał się album „Conflict”, album wyjątkowy w karierze zespołu. Na czym polegała jego wyjątkowość? A na tym, że był wyjątkowy pod każdym, dosłownie każdym względem. Po pierwsze: teksty. Po raz pierwszy w karierze, zespół postanowił stworzyć teksty w ojczystym języku. I właśnie to sprawiło, że ponad dekadę temu postanowiłam sięgnąć właśnie po ten album. Przyznam, że wręcz uwielbiam zespoły metalowe, które nagrywają po polsku. Moim zdaniem nasz ojczysty język pasuje do tej wyjątkowej muzyki, choć akurat zespół w początkach istnienia miał na ten temat inne zdanie…

Jak wspomina przywołany już wcześniej przeze mnie Sebastian Zusin:

„Na pewno duży wpływ miała na nas grupa Kobong, z którą się bardzo przyjaźniliśmy, która śpiewała po polsku… Oni przekroczyli trudną barierę komunikacji języka polskiego w ciężkiej muzyce. Ich teksty powalały szczerością i wrażliwością w swoich krótkich formach (…)”.

Czytając ten fragment, byłam szczerze zdumiona. Nie mając wcześniej pojęcia o powiązaniach Sparagmosa z Kobongiem, w mojej głowie Kobong był jednym z dwóch zespołów, które postawiłabym właśnie obok Sparagmosa. Drugim zespołem była Geisha Goner, i co ciekawe, muzyka Sparagmosa i Geishy także coś łączyło. Po rozpadzie Sparagmosa, Sebastian Zusin był gitarzystą grupy Rootwater, z kolei za mikrofonem stanął Maciej Taff, były wokalista Geishy Goner.

Niestety ten projekt także przeszedł do historii. Grupa istniała w latach 2002-2010.

Ciekawym zabiegiem jest zamieszczenie we wkładce tekstu Piotra Nowaka, artysty-litografa, który także przyczynił się do tego, że grupa zaczęła pisać po polsku:

„...Chronologia jest bez znaczenia.

Jestem czarną piastunką światła, jestem grą pozorów Boga Iluzji.

Jestem częścią Sukcesu nie mojego, jestem myślą, pokorą w chaosie przepowiedni.

Po obu stronach ciemności było grząsko. Potrafiłem. Nie umiejąc.

Rozpoznawałem. Nie pamiętając. Dogorywałem. Żyjąc.

I Żyłem nie umiejąc odejść, płynąc pod prąd wodą nie do Zapamiętania.

To byłem ja sam chociaż nie nazwany jeszcze zbrodnią.

Ja patrzący na historię Drzewa, po konarach którego zstąpił kiedyś kusiciel.

Zacierałem za sobą lata. Zmywałem z siebie ludzi i dni,

odchorowywałem śmierć i każde jeszcze jedno przeżycie.

Trwałem, omdlewając z głodu,

prawdy.

Teraz nachodzi To oczekiwane od dawna.

Wytęsknione i wyśnione w koszmarach praojców”.


 

Czy warstwa tekstowa na „Conflikcie” napawa optymizmem? Zdecydowanie nie, jest zupełnie odwrotnie. Teksty, za które w większości odpowiada Lukas, mają depresyjny wydźwięk.

Zresztą sama muzyka na płycie optymizmem nie napawa, lecz w żadnym wypadku nie mam tutaj na myśli negatywnego kontekstu! Wręcz przeciwnie! Muzyka zawarta na „Conflikcie” jest – w porównaniu z poprzednimi dokonaniami grupy – bardzo zróżnicowana.

Jak wspomniałam na samym początku, muzyka na płycie z polskimi tekstami powaliła mnie całkowicie! Warsztat muzyków jest wręcz fenomenalny! Powykręcane, połamane dźwięki, charakterystyczne riffy,… Tego nie da się opisać.


 

Co ciekawe, zwróciłam uwagę na wyjątkową grę perkusisty. Jego gęste partie perkusyjne, sposób w jaki gra, wywarły na mnie piorunujące wrażenie.

W mojej głowie wybrzmiała myśl:

O Boże, co za genialny perkusista! Gra na równi z gitarami!

Miałam na myśli, że perkusja na „Conflikcie” to nie tylko wyznacznik rytmu. Toż to trzecia gitara!

Wygląda na to, że nie tylko ja zwróciłam uwagę na wyjątkową grę Krzysztofa Bentkowskiego, który wraz z basistą – Robertem Morgantim - dołączył do reszty muzyków właśnie na płycie „Conflict”. Podobne wrażenie wywarł on na dziennikarzu portalu Metal RuleZ:

MR: Czy Krzysztof Bentkowski ma trzy kończyny górne, czy może coś innego umożliwia mu tak ekstremalne i charakterystyczne granie na bębnach?

Sebastian Zusin: [śmiech] Nie, ma dwie kończyny, ale gra co najmniej jakby miał trzy, to bardzo dobry perkusista, który cały czas się rozwija. Co go wspomaga… Chyba morze wódki wypitej przy różnych okazjach [śmiech].

To, co usłyszymy na płycie „Conflict” jest naprawdę charakterystyczne i wyjątkowe. Cóż… Myślę, że okoliczności powstawania materiału na płytę, stan umysłu twórców, z pewnością odegrał tutaj bardzo znaczącą rolę…

MR: Bardzo zaciekawił mnie wątek Waszej biografii na temat problemów psychicznych i nerwowych. Mógłbym usłyszeć coś więcej na ten temat? Jaki miały wpływ na muzykę Sparagmos?

SZ: Tak, to wynik eksperymentów na swojej psychice, które zafundował sobie Lucas, wraz z Piotrem Nowakiem. Badali obszary zarezerwowane dla specjalistów dziedzin psychologicznych i okultystycznych, wspomagając działania środkami psychotropowymi…

Piotr występował w roli eksperta, Lucas był materiałem psychologicznym. Po jednym z takich seansów pojawiły się problemy ze świadomością i reakcjami na bodźce cywilizacyjne. Ale dolegliwości ustąpiły po pewnym czasie. Jednak miał to poważny wpływ na muzykę i zespół. Ja trzymałem się z boku sprawy, zajmując się technologiami dźwięku. Panowie eksperymentowali, ale doszło do zakażenia jeszcze jednego członka zespołu, Morgantiego, który nie poddawał się badaniom, ale uległ emfazie i popadł również na jakiś czas w stan hibernacji osobowościowej. Dla niego skończyło się to nie najlepiej.

MR: Czy nie mieliście nigdy problemów z komponowaniem tak momentami odjechanej i skomplikowanej muzyki?

SZ: Nie, raczej nie… Kierowaliśmy się intuicją, przypadkiem i nabywanymi doświadczeniami. Oczywiście zdarzały się momenty zastoju lub słabsze numery, ale tak mają chyba wszyscy, pomagała w tym świetna sekcja Sivego [Krzysztofa Bentkowskiego], która dawała motor każdej nucie…

Co ciekawe, za miks płyty odpowiedzialny jest Spencer Hogewood, producent oraz akustyk takich grup, jak: Voivod, Sepultura i Mayhem.

Okładka płyty zdecydowanie adekwatna do treści. Zastanawiam się nawet, jakim cudem zezwolono na jej publikację. Okładka przedstawia kobietę, która… Tę samą kobietę widzimy w jedynym klipie zespołu do płyty „Conflict”; teledysk równie psychodeliczny, co dźwięki zawarte na płycie! Kobietę jeszcze przed tym, co za chwilę ma nastąpić… Obejrzyjcie sami. Obraz do utworu „Tupilac” zamieściłam wyżej.


 

Mamy także na płycie utwór pod tytułem „Wróć do ziemi”, i tutaj, tak z innej beczki, sam tytuł automatycznie przywodzi mi na myśl skojarzenie z tytułem utworu innego zespołu, ale również godnego uwagi – Tuff Enuff – „Wróć do korzeni”. ;)

    Charakterystyczne dźwięki zawarte na „Conflikcie” sprawiają, że umysł słuchacza wkracza w inny stan świadomości. I to bez pomocy środków psychotropowych. Podobne odczucie towarzyszy mi chociażby przy muzyce kompletnie odmiennego zespołu, a mianowicie gigantów rocka psychodelicznego – The Doors. A przecież muzyka zwarta na „Conflikcie” to… death metal? Nie. To już było wcześniej. Thrash? Też nie. To… bardzo trudne do zdefiniowania.

Wrzućmy ją do szuflady z napisem „crossover”, czyli gatunku muzycznego, który wykracza poza poszczególne ramy.

Jedno wiem na pewno: to jedna z najgenialniejszych metalowych płyt, jakie kiedykolwiek stworzono. Pamiętam doskonale moment, w którym udało mi się znaleźć ten trudno dostępny krążek, a od tamtego czasu minęło jakieś jedenaście lat. Z pomocą przyszło niezawodne Allegro. Doskonale pamiętam ekscytację towarzyszącą mi w momencie, gdy na ekranie pojawił się dosłownie JEDEN, OSTATNI egzemplarz wspomnianej płyty. Uśmiech zniknął w momencie, gdy dotarła do mojej świadomości cena krążka (trzy przerażające cyfry, auć!), jednak chęć posiadania tego DZIEŁA była silniejsza niż świadomość, że zakup tej płyty znacznie uszczupli mój portfel. I tylko żal człowieka ogarnia, gdy pomyśli, że tak genialny skład, wciąż jest tak mało znany.

Lista utworów:

1. Manwantara

2. Tupilac

3. Maska Darah

4. Meditabor

5. Z obcych dłoni

6. Navigator

7. Wróć do ziemi

8. Horroskopy

9. Żeby nie brudzić

10. Mam w sobie wojnę

11. Avio Rytm/Zuig Myn Lul

Skład:

-  Sebastian Zusin - gitara

- Lucas Myszkowski - gitara, wokal

- Robert Morganti - bas

- Krzysztof Bentkowski - perkusja

Ocena:

5/5... A nie. Skoro muzyka zawarta na tej płycie wykracza poza wszelkie schematy, moja ocena także musi być adekwatna do treści. 6/5.



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Magda Femme - "5000 myśli" (2001)

Alice In Chains - "Dirt" (1992)

Flapjack - "Ruthless Kick" (1994)