Slayer - "Reign In Blood"
Zespół
Slayer wchodzi w skład Wielkiej Czwórki Thrash Metalu, w której,
oprócz owej grupy, znajdziemy również Metallicę, Megadeth oraz
Anthrax (choć osobiście, jak wielu innych miłośników metalu, zamieniłabym Anthrax na Testament ;)).
Już sama klasyfikacja daje do myślenia, oznacza bowiem, że mamy do czynienia z niezwykle zasłużonym zespołem dla metalowej sceny.
Pierwszy raz usłyszałam tę nazwę na forum grupy… Queen. Jednak nie od razu rozpoczęłam przygodę z tym metalowym zespołem; zanim zostałam miłośniczką metalu, najpierw zasłuchiwałam się w rockowych legendach, takich jak: Deep Purple, Led Zeppelin, Guns N’ Roses oraz Queen właśnie.
Lecz gdy nadszedł odpowiedni moment, postanowiłam sprawdzić o co tyle szumu z tym całym Slayerem. I co? Zrozumiałam. To była miłość od pierwszego usłyszenia.
"Reign In Blood" tuż obok wydanym dwa lata później "South of Heaven" to dla mnie numer jeden, jeśli chodzi o albumy Toma i spółki.
Do pracy przy "Reign In Blood" (wydany 7 października 1986 roku) Slayer zatrudnił legendarnego producenta Ricka Rubina, który doskonale wiedział co zrobić z agresywną i ekstremalną muzyką czwórki przyjaciół.
To w dużej mierze dzięki niemu ta płyta brzmi tak a nie inaczej.
Na podstawową wersję albumu składa się dziesięć kawałków zagranych w ekstremalnie szybkim tempie; w 1994 roku w Europie do albumu dodano dwa dodatkowe utwory (w Polsce zremasterowana edycja ukazała się dopiero w 1998 roku) - "Agressive Perfector" oraz remix "Criminally Insane"- i taką właśnie wersję płyty posiadam.
Chcecie dowodu? Proszę bardzo - pierwotna wersja płyty to niecałe trzydzieści minut (!) grania.
Trudno wyróżnić
tutaj jakiś utwór,
bo wszystkie kawałki mają podobną stylistykę, czyli muzykę
podkręconą do maksimum; przynajmniej jak na ówczesne czasy, bo
próżno szukać przed 1986 rokiem albumu, który brzmiał szybciej i
brutalniej (no dobrze, wyjątki są, chociażby dokonania zespołu Venom, ale to już zupełnie inna historia).
Wykonawcy wszelakich ekstremalnych odmian metalu powinni być wdzięczni amerykańskiej grupie za inspirację.
"Reign In Blood" to czysty thrash metal - czyli punk przyozdobiony świetną grą na gitarach.
Warto tutaj wspomnieć o perkusiście kapeli, który przecież napędza rytm; Lombardo w szczytowych momentach na albumie osiąga 280 uderzeń (!) na minutę.
Poza tym otrzymał zaszczytne miejsce, bo jedenaste, jeśli chodzi o najlepszych rockowych perkusistów na świecie ('Rock Magazine'). „Lombardo jest powszechnie uznawany za jednego z najbardziej rozpoznawalnych i innowacyjnych perkusistów XX wieku. Posiada rzadką umiejętność grania we wszelkich gatunkach i stylach muzycznych. Znany również z dużej prędkości temp oraz wysokich, czysto technicznych umiejętności.”
Tutaj pozwolę sobie na małą prywatę - jest to mój ulubiony perkusista tuż obok Johna "Bonzo" Bonhama znanego z zespołu Led Zeppelin.
Na tej płycie znajdują się chyba dwa najsłynniejsze utwory kapeli, które zresztą (jeśli w ogóle można tak je ująć) stały się przebojami w świecie muzyki metalowej - "Angel of Death" oraz "Raining Blood", przy czym ten pierwszy opowiada o Josefie Mengele, czyli słynnym doktorze - śmierć z obozu koncentracyjnego w Auschwitz.
Co z tekstami utworów?
Zdecydowanie pasują do stylistyki wykonywanej muzyki - opowiadają o wojnach, ludobójstwie, śmierci, a nawet znajdziemy również potępienie dla kleru.
Sama okładka albumu jest iście demoniczna w dosłownym tego słowa znaczeniu i zapewne to też dołożyło cegiełkę do zarzutów o satanizm.
Nic bardziej mylnego.
Zresztą Tom Araya wielokrotnie wspominał, że uważa siebie za chrześcijanina.
Od 1986 roku nic się nie zmieniło i wiele osób posądza zespoły, które czerpią radość z "ciężkiego" grania o wyznawców szatana (celowo z małej litery).
Tematu nie będę tutaj rozwijała, bo nie jest to ani miejsce ani czas na tego typu wywody.
Zdradzę Wam, że ten album pomaga mi w stanach wzburzenia. W stanach silnego napięcia nerwowego, kiedy czuję, gdy złość rozsadza mnie od środka, sięgam po moje cudowne antidotum, po album "Reign In Blood" właśnie. 🥰 Tak popularna muzyka relaksacyjna to tylko dolewanie oliwy do ognia dla moich zszarganych nerwów - w stanach silnego napięcia nerwowego potrzebuję muzyki szybkiej i agresywnej, tutaj nawet mój ukochany punk nie zdaje egzaminu. Tylko metal. Lek niezawodny. Wręcz czuję, jak szybka i agresywnie brzmiąca muzyka uwalnia mnie od negatywnych emocji, uspokaja, pozbywa się ich z mojego umysłu. Wystarczy odsłuch tego fenomenalnego albumu, abym całkowicie oczyściła umysł.
Cóż, czwarty album Amerykanów sporo namieszał na rynku muzyki metalowej. Powiem więcej; jest wręcz jedną z ikon i przełomowym albumem w całej historii "ciężkiego" grania. Co ciekawe, w tym samym roku wydany został również "Master Of Puppets", czyli trzeci album Metallici uważany za najwybitniejszy w ich karierze, podobnie zresztą jak wyżej opisywany album ich kolegów po fachu.
Często spotkałam się z porównaniami obu tych albumów, aczkolwiek dla mnie nie do końca trafnych, ponieważ zarówno "Master of Puppets" jak i "Reign In Blood" zbyt
drastycznie różnią się od siebie, żeby móc porównywać w kategorii "lepszy czy gorszy".
Metallica zaprezentowała na swoim wydawnictwie rozbudowane i, mimo wszystko, melodyjne utwory, natomiast Slayer zagrał brutalnie, agresywnie, szybko i ciężko.
Jeśli o mnie chodzi, zestawienie "Kill'Em All" czy "Reign In Blood" bardziej przypadłoby mi do gustu.
"Reign In Blood" jest dla mnie Biblią, jeśli chodzi o metalowe albumy.
Lista utworów:
1. Angel of Death
2. Piece by Piece
3. Necrophobic
4. Altar of Sacrifice
5. Jesus Saves
6. Criminally Insane
7. Reborn
8. Epidemic
9. Postmortem
10. Raining Blood
11. Aggressive Perfector
12. Criminally Insane (remix)
Skład:
- Tom Araya - wokal, gitara basowa
- Jeff Hanneman - gitara elektryczna
- Kerry King - gitara elektryczna
- Dave Lombardo - perkusja
Ocena:
5/5
Komentarze
Prześlij komentarz