Turbo - "Dorosłe dzieci" (1983)
Jeśli chodzi o muzykę w Polsce Ludowej, 1983 rok kojarzy mi się z wysypem świetnych albumów muzycznych.
Warto chociażby wspomnieć o debiutanckim albumie "Nowe sytuacje" Republiki, pożegnanie z dyskotekową modą na dobitnie o tym świadczącym tytule debiutanckiego krążka Lombardu - "Śmierć dyskotece!", rewelacyjnie przyjętego "Oddziału Zamkniętego", równie dobrze radzącego sobie debiutanckiego "Lady Pank" oraz "Nocnym patrolem" Maanamu, który dziś uważany jest za największe osiągnięcie zespołu.
Wśród tych świetnych albumów jest jeszcze jeden - to debiutancki album Turbo pod tytułem "Dorosłe dzieci".
Oryginalne wydanie z płyty winylowej liczy sobie dziewięć kompozycji, natomiast mój egzemplarz znalazł się w wydanym w 2008 roku boksie zawierającym wszystkie wydane do 2008 roku płyty.
Dzięki temu ów album zyskał pięć dodatkowych utworów plus teledysk do "Szalonego Ikara". Czy lepiej na tym wyszedł?
Cóż... Może poza "Jak w ogień" oraz znakomitą "Fabryką keksów" (w oryginale zaśpiewana przez poprzedniego wokalistę, nieżyjącego obecnie Piotrka Krystka i przyznam, że w jego wersji nie mogę ścierpieć tego kawałka), mogę szczerze napisać, że te pozostałe utwory są zbędne. Zresztą nawet nie pasują do utworów wydanych pierwotnie, przy czym zakłócają spójność albumu.
Debiutancki album muzyków z Poznania nagrano w szczecińskim radiu (zadecydowało nie tyle miejsce, ile nowoczesny amerykański sprzęt, który udało się zakupić).
Dodatkowe utwory pominę więc milczeniem i skupię się na oryginalnej zawartości czarnego krążka.
Na pierwszy ogień wyłania się "Szalony Ikar", którego zawrotne tempo, w czasach, w których został wydany, mógł wywołać wielkie "wow!" na twarzy fana gitarowych dźwięków.
Chyba większość zna legendę o mitologicznym Ikarze, więc przytaczać jej tutaj nie ma większego sensu.
Druga zwrotka tekstu pokazuje nam, że tacy "szaleni Ikarowie" istnieją również naprawdę, nie tylko w mitologii. Co więcej, jakby się nad tym zastanowić, słyszymy o nich dosyć często:
"Na oścież ramiona otworzył do lotu, choć serce wypełniał mu strach.
Lecz wiedział, że musi, że wreszcie jest gotów, że wolność ryzyka ma smak.
Wciąż wyżej i wyżej do słońca szybował aż zniknął i spłonął jak ćma.
Tak wielu Ikarów się rodzi od nowa, a lot ich szaleńczy wciąż trwa"
Otóż to.
Jeśli chodzi o muzykę, galopujące i melodyjne gitary przywodzą na myśl wczesny okres brytyjskich "braci" z Iron Maiden. Nic dziwnego, w końcu Brytyjczycy odcisnęli swe piętno na światowym heavy metalu. Gdyby nie ich obecność kto wie, w jakim kierunku potoczyłaby się cięższa muzyka...
Jeśli chodzi o inspirację Harrisem i spółką, zagorzałym fanem w pierwszych latach działalności kapeli był ówczesny basista zespołu, co wokalista, Grzegorz Kupczyk, tłumaczył w "Metal Hammerze":
"Rzeczywiście, na "Dorosłych Dzieciach" jest dużo pomysłów zaczerpniętych z Iron Maiden. Ówczesny basista zespołu Turbo, Piotr Przybylski, był zachwycony tą kapelą i to on właśnie jako pierwszy przyniósł nagrania Iron Maiden na próby. Ja nie znałem wówczas pierwszych dwóch płyt Maiden, tej kapeli zacząłem słuchać gdzieś od płyty "The Number Of The Beast"... I właściwie dopiero po latach, kiedy usłyszałem "Killers" i "Iron Maiden" zdałem sobie sprawę, jak wiele na "Dorosłych Dzieciach" jest patentów zaczerpniętych z Iron Maiden".
Współpracujący w owym czasie z Turbo, tekściarz Andrzej Sobczak, miał ten talent do opisywania rzeczywistości, jak się później okazało, nie tylko ówczesnej:
"Mówisz głupstwa od godziny, bez namysły klepiesz byle co.
Na alarm słowem bijesz w największy dzwon.
Zobacz, mówisz sam do siebie, bo słuchacze dawno poszli spać.
Lecz w górę głos podnosisz, aż chce się śmiać.
Słowa - zdań misterny szyk, lecz na słowo to już nigdy nie uwierzy nikt.
Słowa - więcej nic. Potrafimy pięknie gadać, nie umiemy żyć."
Grzesiek Kupczyk, wokalista, mimo, że nie jest autorem słów, w refrenie wydobywa je z siebie niczym z karabinu i słychać, że mocno się z nimi identyfikuje; ten gniew w głosie jest nie do podważenia.
"W sobie" jest jedynym na płycie utworem instrumentalnym; cechuje go raczej melodyjność i "lekkość", aniżeli ostre granie.
Zdecydowanie bardziej urzekły mnie instrumentalne kompozycje z późniejszych albumów, ale trzeba przyznać, że przyjemnie się słucha tego utworu.
"Ktoś zamienił" to jeden z moich faworytów na krążku i trzeba przyznać, że dobitnie ukazuje realia (nie tylko ówczesnej) rzeczywistości. W przeciwieństwie do muzyki punkowej, w tekstach do utworów metalowych często spotykamy się z różnego rodzaju metaforami, tak jak w tym kawałku:
"Tam, gdzie czekać miał Twój pociąg do nieba. Tam na stacji tylko tumult i bieda.
Tam z walizką marzeń nikt nie chce dłużej stać i nikt za psie grosze nie chce durnia grać.
Ktoś zamienił Twój rozkład jazdy, choć zgadza się miejsce i czas.
Ktoś zamienił Twój rozkład jazdy, zamienił nie pierwszy raz.
Nie czekaj więc...
Tłum zalewa peron, bo nie wie jeszcze nikt, że to wszystko blaga, że to wszystko pic! Na co i po co?! Dla kogo ten film?! Na ekranie śpiew i taniec - kolorowe dno!
Na przedpłaty kurne chaty, bajki i sny - dla kogo to, dla kogo?!"
"Toczy się po linie" to prawdziwy heavy metal i najostrzejszy kawałek na płycie (perkusja to istny - już wcześniej użyłam tego określenia i postanowiłam użyć go raz jeszcze - karabin maszynowy).
Kupczyk w refrenie wyśpiewuje z niesamowitą lekkością i melodyjnością w głosie, jak na tak ostry utwór słowa:
"Od rana do nocy po linie się toczy przewrotny, zalotny świat.
Dziś kusi Cię w lustrze a jutro, po jutrze marzenia zamieni w żart".
Kwintesencją poprzedniego systemu jest utwór "Mówili kiedyś" ze słowami wspomnianego już Andrzeja Sobczaka do muzyki poprzedniego lidera Turbo i byłego basisty - Henryka Tomczaka:
"Mówili kiedyś, że to my będziemy mieli taki świat, jakiego nie znał dotąd nikt.
Mówili kiedyś - ale kto?
Już nie pamiętasz - tylu ich.
Choć teraz widzisz o co szło.
Nie w każdym domu pachnie chleb, nie każdy ma spokojne sny, nie każdy mówi to co wie..."
Utwory bonusowe to "Jak w ogień" (skojarzenie z "Oh, Słodka" Dżemu) oraz "Fabryka keksów". Ten drugi został nagrany jeszcze z poprzednim wokalistą, fanem Freddiego Mercury'ego (to słychać), ale - jak dla mnie - nie jest warty odsłuchu. Z kolei Grzesiek Kupczyk wykonał go fenomenalnie, aż dech zapiera!
Na albumie mamy również utwór - legendę, czyli "Dorosłe dzieci".
Jest to jeden z tych kawałków, które się po prostu zna, mimo, że niekoniecznie jest się fanem zespołu.
Przyznam, że był to mój pierwszy utwór tego zespołu, który zasłyszałam (raczej bez niespodzianki) i naprawdę żałuję, że nie widziałam swojego zaskoczenia, gdy do moich uszu wdarł się chociażby "Ostatni wojownik".
To - delikatnie mówiąc - dwa światy.
No, ale miało być o "Dorosłych dzieciach".
Utwór, mimo że oklepany, ma to do siebie, że kocham go miłością nieskończoną.
Uroczy, akustyczny wstęp, którego chciałabym się nauczyć grać (moja przygoda z gitarą trwała bardzo krótko, zresztą w tej chwili już jej nie posiadam), a co najważniejsze ballada udowadnia, że nie zawsze trzeba wykrzyczeć z siebie złość i frustrację:
"Nauczyli nas regułek i dat, nawbijali nam mądrości do łba.
Powtarzali co nam wolno, co nie.
Przekonali co jest dobre, co złe.
Odmierzyli jedną miarą nasz dzień.
Wyznaczyli czas na pracę i sen.
Nie zostało pominięte już nic, tylko jakoś wciąż nie wiemy, jak żyć.
Dorosłe dzieci mają żal za kiepski przepis na ten świat.
Dorosłe dzieci mają żal, że ktoś im tyle życia skradł".
Słuchając tej piosenki, znów nasuwa mi się myśl, że można ją dopasować również do obecnych czasów; sztywne reguły i zasady narzucone przez system nie nauczą nas jak żyć, więc:
"Nauczymy się więc sami na złość.
Spróbujemy, może uda się to.
Rozpoczniemy od początku nasz kurs.
Przekonamy się czy twardy ten mur.
Odmierzymy, ile siły jest w nas.
Wyznaczymy sobie miejsce i czas, a gdy zmienią się reguły tej gry, może w końcu odkryjemy, jak żyć".
A przecież od czasu wydania albumu minęło... trzydzieści dziewięć lat!
Okładka albumu też nie jest przypadkowa, najlepiej wytłumaczy to lider kapeli - Wojtek Hoffman -
"Nieżyjący już dziś Antoni Zdebiak wymyślił całą historię tego zdjęcia. Do dzisiaj zastanawiamy się, jak to możliwe, że cenzura dopuściła to do druku. Przecież wszystkie elementy figury pokazywały znak wolności "V". Ja trzymałem gitarę w rozłożonych rękach. Perkusista Wojtek Anioła trzymał pałeczki w kształcie "V". Nawet nikt nie wpadł na to, że Andrzej Łysów, nasz ówczesny gitarzysta, ma gitarę wymierzoną w Związek Radziecki i po prostu udaje, że strzela. Mieliśmy albo cenzorów debili, albo trafiliśmy na super inteligenta".
Album rozszedł się w ilości ponad dwustu tysięcy sprzedanych kopii i odniósł ogromny sukces.
Historia polskiego metalu zaczęła się powoli zarysowywać.
Strach pomyśleć, gdzie byłby polski metal, gdyby nie fakt, że Wojtek Hoffman postanowił jednak opuścić orkiestrę, która, jak zacytuję: "była wtedy na szczycie i kosiła niezły szmal" i zasilić szeregi zespołu Henryka Tomczaka, póki nie przekazał go właśnie gitarzyście.
Lista utworów:
1. Szalony Ikar
2. Przegadane dni
3. W sobie
4. Ktoś zamienił
5. Pozorne życie
6. Toczy się po linie
7. Nie znaczysz nic
8. Mówili kiedyś
9. Dorosłe dzieci
BONUSY:
10. Coraz mniej
11. Pierwsza forsa w tym miesiącu
12. Ach nie bądź taki śmiały
13. Jak w ogień
14. Fabryka keksów (live)
15. Szalony Ikar (teledysk)
Skład:
- Grzegorz Kupczyk - wokal
- Wojciech Hoffmann - gitara
- Piotr Przybylski - bas
- Andrzej Łysów - gitara
- Wojciech Anioła - perkusja
Ocena:
5/5
Komentarze
Prześlij komentarz