Flapjack - "Ruthless Kick" (1994)

 

Nie jestem w stanie przypomnieć sobie początków mojej znajomości z muzyką tej grupy, ale jednego jestem pewna – już od pierwszych dźwięków zespół wywarł na mnie piorunujące wrażenie. Co ciekawe, z każdym kolejnym odsłuchem mój entuzjazm wcale nie gaśnie; każdy pojedynczy dźwięk, każde słowo wyśpiewane przez wokalistę elektryzuje mnie tak samo, jak przed laty.

Dziś będzie o debiutanckim albumie, zdecydowanie najjaśniejszym punktem w dyskografii kapeli. Nagrania do „Ruthless Kick”, bo o nim mowa, rozpoczęły się w lutym 1994 roku, czyli dosyć szybko, zważywszy na to, że początki grupy datuje się na grudzień 1993 roku.

Założycielami Flapjacka są Robert „Litza” Friedrich (gitarzysta) oraz Maciej „Ślimak” Starosta (perkusista) – muzycy popularnego w metalowym światku Acid Drinkers (przynajmniej ówcześnie, bowiem trzeba dodać, że „Litza” już od dawna nie bierze udziału w tym projekcie).

Potrzeba powołania do życia nowej gruby wzięła się z faktu, iż muzycy nie byli do końca zadowoleni z brzmienia ostatniego albumu Acid Drinkers (mowa o „Vile Vicious Vision”, wydanym w październiku 1993 roku); „Litza” stwierdził, że brakowało mu grania „mocnego thrashu”.

Zresztą nazwa pierwszego albumu Flapjacka - „Ruthess Kick” (bezwzględny kopniak) – tylko potwierdza słowa wypowiedziane przez gitarzystę.

Na debiut składa się dziesięć utworów, i choć fascynacja thrash metalem jest niezaprzeczalna, nie byłoby prawdą stwierdzenie, że „Ruthless Kick” jest albumem czysto thrash metalowym.

Gatunek powołany do życia w latach osiemdziesiątych XX wieku stanowi istotną bazę, jednak na pierwszej płycie Flapjacka możemy usłyszeć także odłamy muzyki ekstremalnej popularnej już w kolejnej dekadzie. Thrash z domieszką groove metalu, rapcoru oraz hardcore’u – myślę, że tak można określić muzykę, która kryje się za jakże specyficzną okładką – odcisk glana na czarnym tle.

Co ciekawe, we wkładce mamy nawiązanie do samej grafiki – „only for mosh”, co można przetłumaczyć jako „tylko do moshowania” – chodzi oczywiście o specyficzny rodzaj tańca miłośników ekstremalnych brzmień, ale także nawiązanie do braku tolerancji w stosunku do przemocy; lata 90. to specyficzne czasy, czasy popularności subkultur, które ścierały się ze sobą na każdym kroku.

Wróćmy do samej muzyki – już na samym początku Flapjack serwuje nam mocnego kopniaka w postaci „Ruthless Kick”; jest to zdecydowanie mój faworyt, jeśli chodzi o ten album, a nawet całą twórczość zespołu. To naprawdę bezwzględny kopniak – w tym utworze nie ma słabych punktów. Muzycy się nie oszczędzają; tempo tego utworu jest mordercze; pędzi na łeb na szyję.

Ale czy przy tym kawałku chciałabym pogować/moshować? 😉 Raczej nie, mogę sobie tylko wyobrazić skutki owego tańca. 😉 


 

„Mandatory Cocaine Song” to chyba utwór numer dwa na mojej liście ulubionych kompozycji z „Ruthless Kick”; tym razem muzycy postawili na spokojniejsze tempo; ogromne wrażenie wywiera na mnie ten przesterowany wokal Grzegorza „Guzika” Guzińskiego, wokalisty Flapjacka (wcześniej udzielający się w trójmiejskich grupach Red Rooster oraz N’Dingue).


 

Oprócz podstawowego składu, w którym udziela się również rewelacyjny gitarzysta Maciej Jahnz oraz basista Jacek Chraplak, na pierwszym albumie „Litzy” i spółki możemy usłyszeć Tomasza „Lipę” Lipnickiego, frontmana Illusion – wokalista zaśpiewał gościnnie w utworze „I Hate Fuckas”. 


 

Oprócz perfekcyjnego muzycznego warsztatu, grzechem byłoby nie wspomnieć o doskonałej angielszczyźnie „Guzika”, głównego wokalisty zespołu oraz gości, którzy odcisnęli swe piętro na nagraniach (w chórkach możemy usłyszeć Tomasza „Titusa” Pukackiego, wokalistę i basistę wspomnianego już Acid Drinkers).

O ile sprawa w przypadku polskich wokalistów z doskonałą angielszczyzną może wzbudzić uznanie, o tyle w przypadku Elizabeth, amerykańskiej wokalistki, jest rzeczą zupełnie naturalną.

Co ciekawe, na samym początku, jeszcze w momencie początkowej fazy nagrań, to właśnie Elizabeth miała zostać główną wokalistką Flapjacka. Dlaczego tak się nie stało? W międzyczasie stwierdzono, że jednak jej kobiecy wokal nie pasuje do kompozycji chłopaków. Na szczęście pojawienie się Grzegorza „Guzika” Guzińskiego rozwiązało problem braku wokalisty.

Wracając do Elizabeth – mimo tego, że nie dane jej było zostać główną wokalistką, zespół nie zrezygnował całkowicie ze współpracy z jedyną kobietą w gronie (Elizabeth w początkowym zamierzeniu miała być również odpowiedzialna za warstwę tekstową utworów Flapjacka).

Amerykankę pochodzącą z Arizony możemy usłyszeć w niepokojąco brzmiącym utworze „Dead Elizabeth”.

Spośród szybkich i agresywnie brzmiących gitar, wściekłej perkusji, na tym tle wyróżnia się brzmienie… saksofonu, za który odpowiedzialny jest Marcin „Vimek” Wimońć. Jego partie usłyszymy w kilku utworach. Dwa ostatnie utwory przywołują na myśl serię popularnych francuskich komiksów „Asterix” (po raz pierwszy postać Asterixa pojawiła się w 1959 roku), bowiem to właśnie przedostatniemu utworowi na płycie nadano tytuł bohatera komiksu, z kolei ostatni – „Obelix” – pochodzi od imienia przyjaciela Asterixa. Warto zaznaczyć, że ostatni utwór można potraktować jako bonus; jest to nic innego, jak popis możliwości „Ślimaka” – perkusisty zespołu. Dla mnie bardzo udany bonus, bowiem perkusja jest moim ulubionym instrumentem muzycznym, więc popis „Ślimaka” bardzo często rozchodzi się po moich czterech ścianach. 😉

Skoro już jesteśmy przy Macieju, w stwierdzeniu, że jest jednym z najlepszych perkusistów w kraju, nie ma ani krzty przesady, a dowodem niech będzie chociażby omawiana płyta.

Ciekawostką są smaczki w postaci motywu gitarowego w utworze „Flapjack”, który pochodzi z utworu amerykańskiej grupy rapcore’owej Rage Against The Machine („Killing in the Name”).

Ale to nie jedyne odniesienia do debiutu Amerykanów – we flapjackowym „Stage Diver” usłyszymy fragment „Know Your Enemy”, szóstej kompozycji na albumie. I podobnie jak debiut polskiej grupy, na pierwszy krążek Rage Against The Machine składa się dziesięć utworów

Tyle o zawartości muzycznej pierwszego albumu grupy. A jak prezentowała się promocja?

Flapjack zagrał koncerty w doborowym towarzystwie, co nie ulega wątpliwości. Nazwy takie jak: Dynamind, Acid Drinkers, Illusion, Kazik, brytyjski Paradise Lost oraz amerykański Dog Eat Dog mówią same za siebie.

A co z opinią publiczną? Zarówno dziennikarze, jak i publiczność byli oczarowani.

Flapjack zdobył uznanie. W tamtych czasach w polskim metalowym światku to była absolutna nowość.

A potwierdzeniem tego co napisałam niech będzie to, iż w podsumowaniu roku 1994, opiniotwórczy „Tylko Rock” (obecnie „Teraz Rock”) umieścił grupę na trzecim miejscu w kategorii „Nadzieja roku”. Jakby tego było mało, „Ruthless Kick” został nominowany do Fryderyka w kategorii „Fonograficzny Debiut Roku”.

Nawet sam Liroy, słynny polski raper, jest fanem pierwszego albumu rapcore’owej kapeli. Skąd to wiem? Spójrzcie na okładkę słynnego „Alboomu”, a dokładniej na koszulkę rapera. 😉

Co ciekawe, okładkę widziałam już z milion razy, ale dopiero niedawno rzuciła mi się w oczy koszulka z nadrukiem „Ruthless Kick”. 😉

W czasach, gdy grupa robiła furorę na polskiej scenie metalowej miałam zaledwie kilka lat, więc niestety ominęła mnie przyjemność uczestniczenia w koncercie jednej z moich ulubionych grup muzycznych. Czasy, czyli coś, co jest ode mnie niezależne, pozwoliły mi jednak uczestniczyć w koncercie innej grupy Roberta „Litzy” Friedricha.

Luxtorpedę, bo o tym zespole mowa, miałam okazję zobaczyć kilka lat temu podczas występu w śląskim miasteczku.

A co, oprócz „Litzy” ma to wspólnego z Flapjackiem?

Na wspomniany koncert zabrałam ze sobą płyty (prawie wszystkie, ponieważ w tamtym okresie brakowało mi zaledwie ostatniej) Flapjacka, na których gitarzysta złożył swój podpis.

„O, fajny zespół” – rzekł, uśmiechając się na widok płyt, które dzierżyłam w dłoni. 😊

Lista utworów:

1. Ruthless Kick

2. Wake Up Deaf

3. Mandatory Cocaine Song

4. Flapjack

5. 2 Many Ta 2's

6. Stage Diver

7. Death Elizabeth

8. I Hate Fuckas

9. Asterix

10. Obelix

Skład:

- Grzegorz "Guzik" Guziński - wokal

- Robert "Litza" Friedrich - gitara rytmiczna

- Maciej Jahnz - gitara prowadząca

- Jacek "Hrup-Luck" Chraplak - bas

- Maciej "Ślimak" Starosta - perkusja

- Marcin "Vimek" Wimońć - wokal dodatkowy, saksofon

- Tomek "Lipa" Lipnicki - wokal ("I Hate Fuckas")

- Tomasz "Titus" Pukacki - wokal dodatkowy

- Elizabeth - wokal dodatkowy, teksty

Ocena:

5/5


 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Magda Femme - "5000 myśli" (2001)

Alice In Chains - "Dirt" (1992)