Nirvana - "Nevermind" (1991)
Kurt
Cobain i przyjaciele stworzyli zespół, który zapisał się w pamięci masowego
odbiorcy.
Można
nie być ich miłośnikiem, ale wręcz każdy usłyszał w swoim życiu nazwę
"Nirvana" oraz przebój "Smells Like Teen Spirit" (który
zresztą pochodzi z omawianego albumu).
Nirvana
należy do zespołu spod znaku "Wielkiej Czwórki z Seattle", w skład
której wchodzą również: Alice In Chains, Pearl Jam oraz Soundgarden.
Ja
sama jestem fanką tego zespołu od wielu lat, zresztą między innymi od
Nirvany zaczynałam swoją przygodę z rockiem.
Pamiętam
nawet okoliczności, w których nabyłam "Nevermind" - była to moja
pierwsza płyta Nirvany.
Szukając
jakichś ciekawych płyt w zaprzyjaźnionym sklepie muzycznym z używanymi
krążkami, natknęłam się właśnie na ten album.
Znałam
go już wcześniej dzięki potędze internetu, bo nigdy nie kupuję, jak to się
mówi, kota w worku; i bez namysłu postanowiłam włączyć ją do swojej kolekcji.
Drugi album
Nirvany obfitował w zmiany.
Chada Channinga za bębnami zastąpił Dave Grohl, zaś seattle'owską wytwórnię Sub Pop, zastąpiła wytwórnia-gigant, Geffen. Jeśli chodzi o miks, odpowiedzialny jest Andy Wallace, znany ze współpracy z thrash metalowym Slayerem.
Chada Channinga za bębnami zastąpił Dave Grohl, zaś seattle'owską wytwórnię Sub Pop, zastąpiła wytwórnia-gigant, Geffen. Jeśli chodzi o miks, odpowiedzialny jest Andy Wallace, znany ze współpracy z thrash metalowym Slayerem.
Na "dzień dobry" rozbrzmiewa (jak historia
pokazała) największy przebój tego zespołu - "Smells Like Teen Spirit".
Ciekawostką jest fakt, że dla mnie ten kawałek to najsłabsze ogniwo w dorobku zespołu.
Właściwie sama nie wiem dlaczego. Kawałek jest jak najbardziej na miejscu; zaczyna się spokojnie, by w refrenie wręcz wybuchnąć.
Zastanawiam się czy to nie aby wina tej "klątwy", którą okraszony jest każdy do znudzenia maglowany przebój.
Faktycznie "Smells..." grany jest do dziś, zresztą kawałek jest uznawany za jeden z największych przebojów minionych lat 90.
Zresztą sam singiel w Stanach osiągnął sprzedaż minimum miliona sprzedanych kopii i uzyskał tytuł singla roku.
Teledysk ilustrujący kawałek również został doceniony. Co ciekawe, utwór został okrzyknięty "hymnem apatycznych dzieci" pokolenia X.
W 2000 roku MTV oraz poczytny "Rolling Stone" umieściły największy przebój grupy na trzecim miejscu listy "100 najpopularniejszych utworów" tuż za "Yesterday" oraz "(I Can't Get No) Satisfaction" Rolling Stonesów. Nawet jakiś czas temu w popularnym show "Twoja twarz brzmi znajomo" pewna osoba starała się naśladować lidera śpiewającego właśnie ten utwór.
A mogłabym wymieniać jeszcze długo...
Ciekawostką jest fakt, że dla mnie ten kawałek to najsłabsze ogniwo w dorobku zespołu.
Właściwie sama nie wiem dlaczego. Kawałek jest jak najbardziej na miejscu; zaczyna się spokojnie, by w refrenie wręcz wybuchnąć.
Zastanawiam się czy to nie aby wina tej "klątwy", którą okraszony jest każdy do znudzenia maglowany przebój.
Faktycznie "Smells..." grany jest do dziś, zresztą kawałek jest uznawany za jeden z największych przebojów minionych lat 90.
Zresztą sam singiel w Stanach osiągnął sprzedaż minimum miliona sprzedanych kopii i uzyskał tytuł singla roku.
Teledysk ilustrujący kawałek również został doceniony. Co ciekawe, utwór został okrzyknięty "hymnem apatycznych dzieci" pokolenia X.
W 2000 roku MTV oraz poczytny "Rolling Stone" umieściły największy przebój grupy na trzecim miejscu listy "100 najpopularniejszych utworów" tuż za "Yesterday" oraz "(I Can't Get No) Satisfaction" Rolling Stonesów. Nawet jakiś czas temu w popularnym show "Twoja twarz brzmi znajomo" pewna osoba starała się naśladować lidera śpiewającego właśnie ten utwór.
A mogłabym wymieniać jeszcze długo...
"Come
As You Are", singiel numer dwa, to mój ukochany utwór na płycie i
jeden z najlepszych, jak dla mnie, tego zespołu. Swego czasu bardzo często grałam
początek tego kawałka na gitarze.
Uwielbiam jego klimat.
Uwielbiam jego klimat.
Cobain, wokalista i gitarzysta kapeli to jeden z
takich postaci, które ciężko wymazać z pamięci.
Mimo swojej nieśmiałości, stał się symbolem pokolenia.
Jego charakterystyczny wokal jest nie do pomylenia; sprawdza się zarówno w tych szybszych, energiczniejszych kawałkach jak chociażby punkowy "Territorial Pissings", czy wspomniany wyżej "Come As You Are".
Jeśli chodzi o najspokojniejszy moment na płycie, zalicza się do niego ballada "Something In The Way"; to tak na wytchnienie, by potem znów do naszych uszu wdarł się chaos w postaci bonusowego kawałka "Endless, Nemeless", który następuje po kilkudziesięciu sekundach ciszy. Z kolei teledysk do utworu "In Bloom" utrzymany jest w żartobliwym tonie; zespół gra w charakterystycznej oprawie i stylu z wczesnych lat 60., by potem zamienić się w... no właśnie, po prostu Nirvanę z krwi i kości.
Mimo swojej nieśmiałości, stał się symbolem pokolenia.
Jego charakterystyczny wokal jest nie do pomylenia; sprawdza się zarówno w tych szybszych, energiczniejszych kawałkach jak chociażby punkowy "Territorial Pissings", czy wspomniany wyżej "Come As You Are".
Jeśli chodzi o najspokojniejszy moment na płycie, zalicza się do niego ballada "Something In The Way"; to tak na wytchnienie, by potem znów do naszych uszu wdarł się chaos w postaci bonusowego kawałka "Endless, Nemeless", który następuje po kilkudziesięciu sekundach ciszy. Z kolei teledysk do utworu "In Bloom" utrzymany jest w żartobliwym tonie; zespół gra w charakterystycznej oprawie i stylu z wczesnych lat 60., by potem zamienić się w... no właśnie, po prostu Nirvanę z krwi i kości.
Album charakteryzuje się ostrością połączoną z
melodyjnym graniem, w przeciwieństwie do debiutanckiego "Bleach",
który jest prosty i mocny w konstrukcji.
Płyta odniosła
sukces, jakiego nikt się nie spodziewał; spopularyzował gatunek grunge, czyli
odłam muzyki rockowej i sprawił, że miliony młodych ludzi zaczęło z lubością
nosić podarte jeansy, koszule w kratę, trampki i rozwiane, długie włosy, w
efekcie tworząc kolejną młodzieżową subkulturę - zwaną grunge'owcami.
"Nevermind" stał się jednym z najważniejszych albumów lat 90. i wyniósł muzyków na piedestał.
Zresztą już sama okładka zapisała się w pamięci mas; nagi bobas w wodzie, uśmiechający się do papierowego pieniążka na haczyku od wędki (czyżby pomysłodawca był prorokiem?); jakiś czas temu w sieci pokazano zdjęcie głównego bohatera okładki, który zdecydowanie już nie jest "bobasem z okładki płyty Nirvany".
Liczba dwudziestu sześciu milionów sprzedanych egzemplarzy mówi sama za siebie.
Opiniotwórczy "Rolling Stone" umieścił "Nevermind" na siedemnastym miejscu listy "500 najlepszych albumów wszech czasów" i sprawił, że ten ostry, zadziorny rock w porównaniu z glamowym graniem lat 80., zyskał drugie życie.
Te piękne dokonania zakłóca fakt, że lider zespołu, Kurt Cobain, nie był fanem tej płyty (ze względu na odejście od punkowych korzeni i komercjalizację) i jej sukces sprawił, że nieśmiały Cobain znalazł się na ustach wszystkich przez co nie potrafił sobie poradzić z otaczającą go rzeczywistością.
"Nevermind" stał się jednym z najważniejszych albumów lat 90. i wyniósł muzyków na piedestał.
Zresztą już sama okładka zapisała się w pamięci mas; nagi bobas w wodzie, uśmiechający się do papierowego pieniążka na haczyku od wędki (czyżby pomysłodawca był prorokiem?); jakiś czas temu w sieci pokazano zdjęcie głównego bohatera okładki, który zdecydowanie już nie jest "bobasem z okładki płyty Nirvany".
Liczba dwudziestu sześciu milionów sprzedanych egzemplarzy mówi sama za siebie.
Opiniotwórczy "Rolling Stone" umieścił "Nevermind" na siedemnastym miejscu listy "500 najlepszych albumów wszech czasów" i sprawił, że ten ostry, zadziorny rock w porównaniu z glamowym graniem lat 80., zyskał drugie życie.
Te piękne dokonania zakłóca fakt, że lider zespołu, Kurt Cobain, nie był fanem tej płyty (ze względu na odejście od punkowych korzeni i komercjalizację) i jej sukces sprawił, że nieśmiały Cobain znalazł się na ustach wszystkich przez co nie potrafił sobie poradzić z otaczającą go rzeczywistością.
Osobiście lubię ten krążek i może poza trochę "przejedzonym" "Smells..."
nie ma dla mnie słabych punktów.
Jednak przyznam, że nie zajmuje on chlubnego pierwszego miejsca - wolę chociażby "In Utero", wydany dwa lata później, czy "surowe" "Bleach".
Każdy krążek tego zespołu jest inny i to jest zdecydowanie na plus.
Każdy krążek tego zespołu jest inny i to jest zdecydowanie na plus.
Lista utworów:
1. Smells Like Teen Spirit
2. In Bloom
3. Come As Youe Are
4. Breed
5. Lithium
6. Polly
7. Territorial Pissings
8. Drain You
9. Longue Act
10. Sta Away
11. On A Plain
12. Something In The Way
Skład:
- Kurt Cobain - wokal, gitara
- Dave Grohl - perkusja, wokal
- Krist Novoselic - bas, wokal
- Chad Channing - perkusja ("Polly")
- Kirk Canning - wiolonczela ("Something In The Way")
Ocena:
5/5
Komentarze
Prześlij komentarz