Dynamind - "We Can't Skate" (1995)



Zespół powstał z połączenia dwóch angielskich słów "dynamite" (dynamit) oraz "mind" (umysł).
Kapela narodziła się w 1992 roku (czyli w tym samym roku, co ja :D) w Krakowie, w miejscu, w którym chłopaki studiowali.
Sukces, który grupa odniosła na jarocińskiej Dużej Scenie w 1994 roku (przyznanie nagrody przez Radę Artystyczną), zaowocował wydaniem debiutanckiego albumu, który ukazał się jeszcze w tym samym roku.

Jednak dziś nie będzie o debiutanckim krążku, ale o drugiej płycie, czyli "We Can't Skate" (premiera 25 września 1995 roku). Dlaczego akurat o niej? Jest to dla mnie krążek szczególny; to właśnie od drugiego albumu zaczęła się moja przygoda z tym zespołem. Do dziś mogę z pełnym przekonaniem rzec, że jest moim ulubionym krążkiem muzyków.
Nie jestem w stanie przypomnieć sobie, kiedy dokładnie usłyszałam o chłopakach, ale było to gdzieś pomiędzy moim osiemnastym a dwudziestym rokiem życia - czyli gdzieś pomiędzy rokiem dwa tysiące dziesiątym a dwa tysiące dwunastym (no dobra, jednak udało mi się prawie dokładnie wyznaczyć czas ;)).
Były to lata, gdzie era cyfrowa trwała już w najlepsze, więc i czasy zmieniły się nie do poznania. Dawniej, gdy ludzie spędzali ze sobą dużo więcej czasu niż obecnie (dziś nawet poza miejscem zamieszkania obserwujemy, jak cyfrowy świat włada naszymi umysłami. Nosy w telefonach komórkowych to nic nadzwyczajnego - nie raz byłam świadkiem, gdy telefony komórkowe były przyczyną mniejszych lub większych wypadków, tylko dlatego, że użytkownik ów telefonu był zaabsorbowany tym, co dzieje się na ekranie, zamiast otaczającą rzeczywistością - ktoś trafnie nazwał to zachłyśnięcie się światem cyfrowym "pokoleniem zombie". Osobiście nie należę do tego typu osób, wystarczy mi domowy laptop. :) Będąc poza mieszkaniem, odpoczywam od sieci i chłonę to, co dzieje się na zewnątrz. Słyszeliście już o światłach przy pasach dla pieszych? Oczywiście to pytanie retoryczne. A słyszeliście o światłach dla pieszych obok waszych stóp? To jest właśnie dla tego typu ludzi - patrząc w telefon, chcąc czy nie, zauważymy na dole zmieniające się barwy), rozmawiali o wszystkim. O kapelach również. Ja należę już do innego pokolenia, więc po raz pierwszy o twórcach "We Can't Skate" usłyszałam właśnie z sieci.
Kojarzycie last.fm? Profil założyłam już w dwa tysiące siódmym roku - używam zresztą do dzisiaj. Bardzo fajna radiostacja, poprzez którą można poznać wiele fajnych wykonawców. Ja należę do osób, które kolekcjonują jeszcze płyty CD, więc odtwarzając taką płytę, na moim profilu ukazuje się dany kawałek, który właśnie umila mi czas (obecnie leci Siekiera ;)). Oczywiście nie trzeba być posiadaczem fizycznych nośników, żeby na stronie ukazywali się artyści, ale podaję na własnym przykładzie.
Tak, wiem,odbiegam od tematu. Więc do rzeczy - stronka monitoruje gust użytkownika i dzięki temu "podrzuca" artystów, którzy mogą spodobać się danemu odbiorcy.
I tak pewnego dnia wyświetlił mi się Dynamind. Włączę, a co mi tam.
Nie lubię oceniać artysty po kilku utworach, dlatego też zawsze staram się, by przesłuchać chociaż jedną płytę. Jeśli "wpadnie", to muzyczna przygoda trwa dalej.
Traf chciał, że pierwsza płyta po jaką siegnęłam, to właśnie "Nie umiemy jeździć na desce". Ja też nie. A co więcej, nawet na niej nie stanęłam. W tym momencie przypomniał mi się mój znajomy, który nigdzie nie ruszał się bez swojej deskorolki. Mało tego - był prawdziwym magikiem, jeśli chodzi o posługiwanie się tym przedmiotem! Kiedy oglądałam jego wyczyny w skateparku, to moja szczęka uderzała o ziemię.
Także już wiecie, że denat, który przedstawiony jest na okładce z pewnością nie mógłby być moim znajomym. Ciekawe czy kiedykolwiek słuchał tytułowego kawałka? Ironia losu.
Jazda na desce zawsze mi się podobała, ale sama nigdy nie miałam odwagi spróbować czegoś takiego.


Na "We Can't Skate" składa się dwanaście utworów w tym jeden remix. Za większą część muzyki na płycie odpowiedzialny jest Maciek K., jeden z gitarzystów, z kolei teksty - w większości - należą do wokalisty.
Zacznę od kawałka, który zawsze pomijam przy odtwarzaniu płyty - a nie jest to uciążliwe, bo jest nim właśnie ta trzynastka, czyli "Weekend Skate III Remix".
Dlaczego? Nie lubię wszelakich remixów i tyle. Po prostu.
A jeśli chodzi o najlepszy kawałek na płycie, tutaj mam spory problem.
Kiedyś, w czasach, gdy poznałam Dyna, bez problemu odpowiedziałabym "Bad  Day".
Dlaczego? Nie wiem. Po prostu miał to coś, co sprawiło, że stał się moim numerem jeden. Do dziś zresztą mam do niego wielki sentyment i żałuję, że na koncercie, który odbył 30.11.2019 roku (w tym roku kapela postanowiła powrócić, a ostatnią płytę przed powrotem wydali w tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym siódmym) nie było mi dane go usłyszeć. Ale jak mówią - nie można mieć wszystkiego. ;)
Był za to "Buc", który również spodobał mi się od razu. Zresztą to jeden z popularniejszych kawałków kapeli, który wylądował na singlu - premiera 11. września 1995 roku.
Twórcą jedynego polskiego utworu na płycie był krakowski raper Grzegorz "Bolec" Borek. Był, ponieważ nie ma go już wśród nas. Jeśli dobrze pamiętam, "Bolec" zaczął rapować po namowach Maćka Maleńczuka. Tak przynajmniej wyczytałam w wywiadzie-rzece, który dotyczył życia Maćka.
"Buc" traktuje o kulcie pieniądza. Kawałek ukazał się dawno temu, ale z całą pewnością jest aktualny do dziś. A nawet pokuszę się o stwierdzenie, że w obecnych czasach nabrał większego znaczenia. Pieniądz rządzi światem, już dawno przestał być środkiem do celu - jest CELEM samym w sobie. Dlatego lubię kawałki takie jak ten, które przypominają, że ludzkość popełnia błąd, zatracając się w tego typu działaniach.
"Ty masz za dużo, a komuś brakuje. Problem w tym, że pragniesz więcej, niż potrzebujesz. Budujesz imperium na koncie bankowym, moc równowagi nie przyszła ci do głowy".
Pieniądz potrafi skłócić najbliższe sobie osoby. Więzy rodzinne nie są dla niego problemem.
"Buc" jest ciekawym kawałkiem również pod innym względem. Nie jestem fanką rapu, szczerze mówiąc, to nie przepadam za tego rodzaju muzyką, ale rap "Bolca" "podlany" ciężkimi gitarami daje naprawdę bombowy efekt!


Dynamind sam w sobie jest zespołem rapcore'owym/harcore'owym i to nie jest mój ulubiony gatunek muzyczny (thrash metal jest mi chyba najbliższy), ale właśnie to połączenie rapu z gitarami sprawia, że kop, który gwarantuje ta muzyka, jest naprawdę "przyjemny". ;)
I to by było na tyle, jeśli chodzi o moje początki z Dynamind. Oprócz tych dwóch kawałków, które stale "katowałam", odłożyłam tę kapelę gdzieś na bok, ale - jak się później okazało - by tylko po jakimś czasie do nich powrócić.
A gdy już tak się stało, złapało i nie puściło. ;) Zamówiłam w Empiku dwie dostępne płyty, czyli właśnie opisywaną oraz "Mix Your Style", co zaskakuje, bo jak wspomniałam wyżej - nie przepadam za rapem. Ale skoro od każdej reguły są wyjątki... no, ale to już nie miejsce na trzecią płytę. ;)
A skoro o wyjątkach mowa; nie jestem miłośniczką polskich kapel, które śpiewają w obcym języku, ale Dynamind to jeden z wyjątków (ciężko mi sobie wyobrazić, jak "Hau" śpiewa w naszym rodzimym języku. Jest jednym z tych polskich artystów, którzy doskonale radzą sobie z językiem angielskim. Nie wiem, dlaczego w tym momencie przypomniała mi się Mandaryna i jej słynny występ w Sopocie. Boże, to była masakra O.o). Kilka się jeszcze znajdzie - Geisha Goner, Tuff Enuff, oczywiście Flapjack, który chłopakom z Dynamind jest również bliski.
Wracając do płyty - mamy na niej kapitalny numer otwierający, czyli "HTS".
Co ciekawe, to skrót od Huty im. Tadeusza Sendzimira w Krakowie. Kawałek instrumentalny, ale bardzo go lubię. W zasadzie to nie ma utworu, który mi się nie podoba (poza remixem oczywiście).
Mamy również jeden cover pt. "A Boy In A Man's World" (1989). W oryginale wykonuje go hardcore'owa kapela Mucky Pop. Tak to już jest, że z reguły oryginał bije na głowę cover, ale tutaj (i znów wyjątek!) muszę przyznać, że to wersja Dyna bardziej do mnie przemawia. Zdecydowanie ma więcej czadu. ;)
Większość kompozycji na płycie pędzi na złamanie karku, ale przy "We Both Know" słuchacz ma chwilę na wytchnienie. Jest wolniejsza, z przewagą sampli.



Pamiętam moment, kiedy w tym roku po raz pierwszy weszłam na facebookowy profil zespołu z myślą: "szkoda, że nie nagrywają niczego nowego". A tu nagle moim oczom ukazała się wiadomość o nadchodzącym powrocie i nowych utworach. Szok to mało powiedziane. :D
Obecnie, już po odsłuchaniu nowych kawałków grupy, mogę śmiało powiedzieć, że chłopaki idą we właściwą stronę. Mimo sympatii do "Mix Your Style", dla mnie Dynamind to dwóch gitarzystów, a tym samym mocne granie. :)


Lista utworów:

1. HTS
2. We Can't Skate"
3.  Bleed
4. I Stay Up All Night
5. Free Style
6. Bad Day
7. Boy In A Mans World
8. Mind Repsychling
9. Buc
10. K-750
11. We Both Know
12. It Can't Get Anyworse

Skład podstawowy:

- Rafał "Hau" Mirocha - wokal
- Piotr "Blackie" Jakubowicz - bas
- Maciej "Maciek K." Kowalski - gitara, produkcja muzyczna 
- Konrad "Konrad" Śmiech - gitara
- Rafał "Wójek" Wójcik - perkusja

Ocena:

5/5




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Defekt Muzgó - "Wszyscy jedziemy..." (1991)

Megadeth - "So Far, So Good... So What!" (1988)

Adele - "30" (2021)