Alice In Chains - "Dirt" (1992)

Z tym zespołem po raz pierwszy spotkałam się na fali mojego zainteresowania grunge'owym ruchem muzycznym. Był to czas, kiedy nie było dnia, którego nie poświęciłabym na szukaniu informacji o tej rewolucji początku lat 90.
Na początku była - wiadomo - Nirvana i jej charyzmatyczny lider Kurt Cobain. Były to czasy, kiedy liczyłam sobie jeszcze naście lat, więc byłam wręcz szaloną miłośniczką tego zespołu. Po Nirvanie pojawił się Pearl Jam, Mother Love Bone, Hole... i gdzieś tam jeszcze po drodze właśnie Alice In Chains. Ten zespół wraz z wyżej wymienionymi, czyli Nirvaną oraz Pearl Jamem należy do Wielkiej Czwórki z Seattle. O Soundgardenie, czyli ostatnim zespole z Wielkiej Czwórki celowo nie wspomniałam, ponieważ (co może wywołać spore zaskoczenie) najzwyczajniej w świecie nie przepadam za tą kapelą.

"Dirt" - już sam tytuł sugeruje zawartą na krążku treść - 'brudną', czyli coś co stoi w zupełnym odwrocie do 'lekkiej', 'łatwej' i 'przyjemnej'.
Album zawiera trzynaście kompozycji o wręcz przygnębiającej wymowie. Teksty są depresyjne, charakteryzujące się nihilizmem. Nic dziwnego, w większości tekstów na płycie usłyszymy o substancjach psychoaktywnych, czyli uzależnieniu od heroiny, na które cierpiał wokalista, Layne Staley. W dużej mierze płyta ma taki a nie inny charakter dzięki jego ówczesnej psychice; po nieudanym odwyku wokalista zamknął się w domu i zaczął pisać teksty na ów album. Co do samego sposobu śpiewania - nawet jego wokal pasuje do stylistyki albumu; jest szorski, zachrypnięty, brudny. Wcale nie stara się śpiewać "ładnie", co potęguje mroczny nastrój zawarty w kompozycjach. Na pierwszy ogień wyłania się singiel numer dwa (a jest ich aż pięć), czyli moje ulubione (obok "Rooster" oraz "Rain When I Die") "Them Bones". Pierwsze sekundy na płycie wskazują fascynację metalem (gitarzysta grupy, Jerry Centrell, jest fanem Megadeth i Slayera). Mocny kawałek, mocny przekaz (tekst opowiada o śmierci). Gitarzysta komentuje: "Jest to taka sytuacja, o której myśli każdy człowiek, niezależnie od tego czy wierzy w życie po śmierci czy nie". 

"Rooster", singiel numer cztery to forma ballady i również w takiej formie głos Layne'go świetnie się sprawdza (tekst opowiada o postrzeganiu wojny w Wietnamie przez gitarzystę). Jeśli chodzi o "Down in a Hole" - tutaj mamy do czynienia z prawdziwie przygnębiającym momentem - nic dziwnego, w końcu utwór opowiada o zakończeniu związku miłosnego. Do głosu znów dochodzi Jerry: "Wydaje się, że nasz związek był bardzo silny, ale tak wcale nie było. W owym czasie byłem jeszcze mało dojrzały. Teraz jest mi tego żal, ponieważ ona była niezwykłą osobą. Jak mówiłem, byłem zbyt niedojrzały, aby to docenić. Do pewnego stopnia nadal tak jest".

"Rain When I Die" jest kawałkiem mocniejszym, ale kontekst do poprzedniego jest bardzo podobny. Znów w tym miejscu oddam głos gitarzyście zespołu: "Słowa napisaliśmy razem z Layne’em, i choć dotyczą dwóch różnych dziewcząt, opisują taką samą sytuację. Kochać kogoś jest bardzo trudną rzeczą. Pojawia się tyle spraw o które należy się troszczyć i pielęgnować je. Gdy sobie odpuścisz, związek umiera w zastraszającym tempie".
 Z kolei singiel numer jeden - "Would?" jest hołdem złożonym zmarłemu wokaliście "Mother Love Bone", czyli został napisany jeszcze w 1990 roku, czyli na dwa lata przed wydaniem albumu. Ciekawostką jest fakt, że w nagraniu "Untitled" wziął udział Tom Araya z grupy Slayer.
Co z muzyką? Oczywiście jest adekwatna do tekstów; wolne, ciężkie,  pesymistyczne riffy potęgują nastrój psychozy, depresji i melancholii. Layne dostosował do nich swoją manierę wokalną - starał się śpiewać nisko. Alice In Chains w budowie utworów wyraźnie inspiruje się metalem (zresztą nawet studio nagraniowe, w którym przebywali artyści miało związek z tym gatunkiem muzyki; w One on One Studios nagrywała m.i.n. Metallica swoje "...And Justice for All" (1988)) w przeciwieństwie do swoich kompanów z Nirvany (ze wskazaniem na punk) oraz Pearl Jamem (ze wskazaniem na rock).

No cóż, opis płyty zapewne zniechęca słuchaczy tzw. masowych, którzy słuchają muzyki tylko dla przeżycia pozytywnych emocji, a przecież muzyka jest takie jak nasze życie. A jakie ono jest - każdy widzi. Z pewnością nie jest to album również dla słuchaczy, którzy słuchają muzyki, która gra gdzieś w tzw. "tle" (czy to podczas sprzątania mieszkania, zabawy z dzieckiem itd.). Jak również nie dla potencjalnych samobójców. ;) Jest to płyta z pewnością trudna w odbiorze, wymagająca skupienia całym sobą. Idealna na jesienne lub zimowe popołudnia, bo w inny klimat nie jest w stanie się wkomponować - wtedy można ją poczuć do głębi. Są takie płyty, których aura pogodowa dyktuje wybór - i "Dirt" właśnie do takich zaliczam. A co z tego, że ta aura nie jest optymistyczna? To wcale nie znaczy, że gorsza. Może się okazać, że ta płyta wywrze na nas dużo większe wrażenie niż każda inna (a raczej na pewno, większość dziennikarzy nawet uznało, że jest to szczytowe osiągnięcie muzyczne ery grunge'u). Jak dla mnie, jeden z najlepszych albumów lat 90.
Na sam koniec przytoczę słowa nieżyjącego już wokalisty (zmarł w 2002 roku z powodu.... przedawkowania narkotyków: "To była długa, ciężka droga przez piekło. Postanowiłem przestać, bo gdy brałem, byłem nieszczęśliwy. Narkotyki już nie działały. Na początku był odlot, fajnie się czułem, ale pod koniec chodziło jedynie o podtrzymanie dawki – na zasadzie jedzenia koniecznego do przeżycia. Działałem jak robot. Na dodatek wszystkie moje lęki i problemy tylko się nasiliły. Tak zaczął się mój upadek. Dwa lata w piekle. Zaczęły się problemy. Pojawiły się nieporozumienia pomiędzy mną i chłopakami z zespołu. Kiedy bierzesz zamykasz się na wiele rzeczy. Nie dbasz praktycznie o nic. Jesteś tylko ty i heroina."

"Dirt" (premiera 29. września 1992 roku) to świadectwo bólu, cierpienia i psychicznych dołów. Płyta wylądowała na dwudziestym szóstym miejscu zestawienia "100 najlepszych metalowych albumów wszech czasów".

Lista utworów:

1. Them Bones
2. Dam That River
3. Rain When I Die
4. Down in a Hole
5. Sickman
6. Rooster
7. Junkhead
8. Dirt
9. God Smack
10. Untitled
11. Hate to Feel
12. Angry Chair
13. Would?

Skład:

- Layne Staley - wokal, gitara rytmiczna ("Hate to Feel", "Angry Chair")
- Jerry Cantrell - wokal, gitara rytmiczna, prowadząca, akustyczna ("Down in a Hole"), talk box ("Rain When I Die")
- Mike Starr - bas
- Sean Kinney - perkusja
- Tom Araya - głos ("Untitled")

Ocena:

5/5














Komentarze

  1. Świetny album - same hity na nim. No i Layne w życiowej formie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Super piszesz i z wielką przyjemnością czyta się Twoje odczucia na temat muzyki...Masz może jakiś profil bloga na FB ?

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Magda Femme - "5000 myśli" (2001)

Flapjack - "Ruthless Kick" (1994)